PIERWSZE CZYTANIE (Ez 37, 12–14)

Udzielę wam Mego ducha, byście ożyli

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela.

Tak mówi Pan Bóg:
Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam Mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam”, mówi Pan Bóg.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 130,1-2.3-4.5-7a.7bc-8)

Refren: Bóg Zbawicielem, pełnym miłosierdzia.

Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, *
Panie, wysłuchaj głosu mego.
Nachyl Twe ucho *
na głos mojego błagania.

Jeśli zachowasz pamięć o grzechu. Panie, *
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia, *
aby Ci służono z bojaźnią.

Pokładam nadzieję w Panu, +
dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie, *
Dusza moja oczekuje Pana.
bardziej niż strażnicy poranka, *
niech Izrael wygląda Pana.

U Pana jest bowiem łaska, *
u Niego obfite odkupienie.
On odkupi Izraela *
ze wszystkich jego grzechów.

DRUGIE CZYTANIE (Rz 8, 8–11)

Mieszka w was Duch Tego, który wskrzesił Jezusa

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka.
Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Jeżeli natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wpraw­dzie podlega śmierci ze względu na skutki grzechu, duch jednak posiada życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych, przywróci do życia wa­sze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was Ducha.

EWANGELIA DŁUŻSZA (J 11,1–45)

Wskrzeszenie Łazarza

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz”. Jezus usłyszawszy to rzekł: „Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”.
A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza.
Mimo jednak że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: „Chodźmy znów do Judei”.
Rzekli do Niego uczniowie: „Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?”
Jezus im odpowiedział: „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeżeli ktoś chodzi za dnia, nie potknie się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła”.
To powiedział, a następnie rzekł do nich: „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić”.
Uczniowie rzekli do Niego: „Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje”. Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówił o zwyczajnym śnie.
Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: „Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego”.
Na to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć”.
Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie.
Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”.
Rzekł do niej Jezus: „Brat twój zmartwychwstanie”.
Rzekła Marta do Niego: „Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym”.
Rzekł do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”
Odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.
Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: „Nauczyciel jest i woła cię”. Skoro zaś Maria to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać.
A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”.
Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście go położyli?”
Odpowiedzieli Mu: „Panie, chodź i zobacz”. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!” Niektórzy z nich powiedzieli: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?”
A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień.
Jezus rzekł: „Usuńcie kamień”.
Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: „Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie”.
Jezus rzekł do niej: „Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?”
Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał”. To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”.
Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.

 

ROZWAŻANIE

 

Z GŁĘBOKOŚCI WOŁAM DO CIEBIE!

 

 

Panie,

giniemy!

Nauczycielu,

nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?

 

 

To słowa z wczorajszej Ewangelii i rozważania papieża Franciszka na pustym Placu Piotrowym.

Znak czasów.

 

Nagła pustka.

Cisza.

Świat żyje bez nas.

A może już się zatrzymał.

Z tęsknoty za nami?

 

Ten świat, znany z mobilności i dostępności. Z wolności i samowystarczalności.

Niezależności.

Ten świat właśnie zniknął. Czyżby zdezerterował?

A może został zahibernowany?

Wstrzymany do odwołania.

A może, po prostu, nie dał sobie rady.

 

Być może prawda rzeczywistości jest inna niż wszyscy uważamy?

Być może nasze prawa i zalecenia, plany i postulaty, walki i rządy.

Być może nasz styl życia i bycia, nasze samowole, rozrywki, łatwe rozwiązania, nawet te przeciw naturze, nasze przyjemności i ambicje.

Być może są błędne?

 

Może tego w Polsce jeszcze tak nie widzimy, ale we Włoszech, Hiszpanii, w krajach sjesty, zabawy, ciepła i wypoczynku, świat runął.

Już nigdy nie będzie taki sam.

Ogrom zarażonych.

System niewydolny.

Łóżka i trumny prawie obok siebie.

Śmierć w samotności i odosobnieniu.

Bez ostatnich słów, spojrzeń.

Ofiary, także wśród duchowieństwa, ludzi zakonu.

A mimo to są ludzie lekceważący to wszystko.

Myślą, że śmierć ich nie dotyczy.

 

Jednak przy wielkich cierpieniach i ofiarach ciała, cierpienie i ofiary ducha są o wiele cięższe i trudniejsze do uśmierzenia.

Ilu z nas podjęło jeszcze większą modlitwę i jeszcze większe posty, a może i jałmużny? Ile dodatkowych modlitw, różańców, nabożeństw?

A przy tym ogromne cierpienie ducha.

Obostrzenia związane z ilością wiernych w kościołach.

I dla wielu brak możliwości uczestniczenia we Mszy świętej, nabożeństwach wielkopostnych, czasem nawet problemy ze spowiedzią. Nie mówiąc o przyjęciu Pana Jezusa do serca.

Prawie puste kościoły, ulice i place zabaw.

Puste szkoły, galerie, teatry, restauracje.

Nawet dostęp do lekarza utrudniony.

I nowe obostrzenia, strefy bezpieczeństwa, dezynfekcje.

Dom stał się całodobową placówką dla wszystkich jego mieszkańców.

Prace zdalne, lekcje zdalne, oczywiście nie wszystkie zakłady i usługi zostały zamknięte. Ale pokonanie epidemii będzie trudne, a jeszcze trudniejsze będzie powstanie z kolan gospodarki. I całej ekonomii.

 

Jednak przyjdzie ten dzień pierwszego normalnego wyjścia na zewnątrz, pierwszego pójścia do kina, teatru, na zakupy.

Przyjdzie też dzień otwartych Mszy świętych, na których będą mogły być i tłumy.

Ale czy faktycznie będą?

Czy Domy Boże zostaną ponownie zapełnione, może ze zdwojoną ilością, stęsknionych, cierpiących, zakochanych w Bogu?

A może wielu już nie przekroczy ponownie progów świątyń?

Może duchowe komunie, doskonały żal za grzechy, im wystarczy?

Może nie będą widzieli różnicy w niedzieli z Mszą i bez?

Może nie będą mieli potrzeby, by podziękować za przetrwanie i poświęcenie wielu?

Wielu nie powróci. I nie chodzi mi o tych umarłych w czasie epidemii.

Ale umarłych duchem.

Może właśnie dla nich to bardzo dobry czas?

Dobry czas na definitywne pożegnanie z Kościołem.

 

Może już wielu nudzi się w domach, wszystko już obejrzeli, przeczytali, posprzątali. Szukają nowych zajęć.

Ale umarli na duchu nie wpadną na pomysł, by być może się pomodlić?!

Wziąć do ręki różaniec, a może wypowiedzieć bogobojnie akt strzelisty?

Może, by wreszcie wziąć i przeczytać parę zdań, Słów Boga?

Może katechizm albo zrobić sobie rachunek sumienia?

Może, by porozmawiać z Bogiem tak od serca, własnymi słowami, spojrzeć na święty obraz, obrazek, uklęknąć przed krzyżem lub z powrotem go zawiesić na ścianie?

 

Czy za ten czas izolacji, kwarantanny będziemy umieli Bogu podziękować? Czy będziemy pamiętać w świecie wyleczonym, który pokonał wirusa, czy będziemy mądrzejsi, bardziej pokorni, wdzięczni, dalej pomocni i solidarni? Czy będziemy kontynuować drogę z Panem Bogiem czy tak jak przed pandemią prowadzić z Nim walkę, a może zupełnie Go lekceważyć?

 

Sam Papież wczoraj mówił:

Wraz z burzą opadła maska tych stereotypów, za pomocą których ukrywaliśmy nasze „ego”, stale się martwiąc o własny obraz. Po raz kolejny odkryto tę (błogosławioną) wspólną przynależność, od której nie możemy uciec: przynależność jako braci.

Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?”.

Panie, dziś wieczorem Twoje Słowo uderza i dotyka nas wszystkich.

W tym naszym świecie, który kochasz bardziej niż my, ruszyliśmy naprzód na pełnych obrotach, czując się silnymi i zdolnymi do wszystkiego.

Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem.

Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety.

Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie.

 

Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy cię:

Zbudź się Panie!

 

Oby tak wszyscy wołali.

Oby wszyscy zrozumieli, że nikt nie jest bezludną wyspą i nie nikt nie jest samowystarczalny. A człowiek podlega prawom Stworzyciela. Podlega Bogu i naturze.

Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
Panie, wysłuchaj głosu mego.
Nachyl swe ucho
na głos mojego błagania.

 

Oby każdy wołał do Boga.

Bo na pewno tak nie jest.

W obliczu takiego zagrożenia modlą się i biją w piersi naprawdę wierzący i praktykujący.

A bezbożni i letni, nawracają się czy wręcz przeciwnie, obrażają Boga, robiąc Mu wyrzuty: że to On zesłał zarazę?

 

Dalej znajdują sposobności do walki z Kościołem, z księżmi, z Bogiem.

Dalej dyskryminuje się wiernych, oceniając ich jako roznosiciele wirusa.

Dalej coś nie pasuje.

Brak jakiejkolwiek refleksji, własnego przemyślenia, zastanowienia.

Tylko puste słowa i opinie, które wyrażają jedynie pychę i zwykłą głupotę.

 

Jaka to dla nas kara, dla katolików, którzy mogą pójść po strawę dla ciała, a dla ducha jest to ograniczone?

Kiedyś koło kościoła przechodziliśmy obojętnie, na Msze przychodziliśmy z niechęcią, ociężali.

A teraz?

Skończyły się możliwości.

Bóg nie potrzebuje nas, by złożyć siebie w Ofierze. Za nas.

Nawet pod krzyżem stały bodajże tylko cztery kobiety i mężczyzna.

Czy to oznaczało, że Zbawienie zostało anulowane, że było nieważne?

Tak samo z pamiątką tamtych wydarzeń, Triduum.

Ono się odbędzie, ale bez naszej cielesnej obecności.

Co nie oznacza, że nasze dusze nie pojawią się w kościele. Podczas świętej liturgii.

Co wcale nie jest takie trudne w dobie Internetu.

Ale nie jesteśmy zwolnieni z nawiedzania kościoła i bycia z Jezusem, w tych dniach szczególnych.

Przecież kościoły są otwarte.

Nasz, parafialny, zaprasza na spotkanie z Bogiem. Najlepszym lekarzem i uzdrowicielem.

 

Pomyślmy, w duchu pokuty, bo z głębokości wołam, dziś z Psalmem, ileż to razy byłem zniecierpliwiony podczas liturgii?

A to za długa ta Msza, za długie kazanie, za ciepło, za zimno w kościele.

A to kazanie mi się nie podoba, a to nabożeństwo i rozważanie za długie.

A po co te procesje, a po co te kombinacje księdza.

A co to za spowiedź, co to za rozporządzenia proboszcza.

Nie będzie nam tu mówił, nie będzie nam rozkazywał.

Nie musimy się zgadzać, nie musimy szanować.

Możemy się naśmiewać, donosić, obgadywać, obrażać, lekceważyć.

I mamy teraz.

Tak jakby: wstęp wzbroniony.

Jakoś tak pustawo, głupio prawie samemu, jakoś dziwnie.

To nie to samo.

Lepiej bywało.

Czy to wojna, czy jakaś kara?

 

Jakbyśmy się do ziemianek pochowali.

A Msze, jak u początku, w katakumbach.

I zeszliśmy do lochów, może nawet do grobów.

Owinięci w bezpieczne białe płótna.

Wygodę, komfort, egoizm, samouwielbienie.

I straciliśmy kontakt z rzeczywistością.

I straciliśmy z horyzontu drugiego człowieka.

Żyjemy w ciemnościach grzechu, nieposłuszeństwa, pychy.

Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła.

 

Światem rządzi diabeł, którego dla wielu nie ma.

To on pozwala na wszystko, by móc potem swobodnie zaprowadzić człowieka do grobu.

Zaraza jest jego przyjaciółką, ostatnio dużo było o tej ideologicznej, która niszczy umysły i racjonalne myślenie.

A teraz przyszła ta cielesna, w postaci wirusa.

I cieszy się diabeł, bo na świecie rozsiewają się choroby, ofiary, strach i panika. A ludzie umierają bez sakramentów, żyją bez Eucharystii.

To dla diabła największe zwycięstwo.

 

Dlatego potrzeba wielkiej modlitwy i wynagrodzeń, i po prostu zwrócenia swojego życia ku Bogu.

KU BOGU.

 

Tylko z Nim przetrwamy burze, zarazy.

On zsyła pokój i wybawienie.

Sam jest Odkupicielem.

 

Tak mówi Pan Bóg: Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój,

(…) Udzielę wam mego ducha, byście ożyli.

 

 

Dlatego, gdy wołamy do Jezusa, ZBUDŹ SIĘ.

On zaraz odpowiada, Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!

Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić.

 

I nie traktujmy tych słów dosłownie.

Bądźmy odpowiedzialni.

Ale potraktujmy je z namysłem, długodystansowo.

 

Tak łatwo zamykamy się we własnym świecie, opinii, ambicji, żalów, nawyków.

Jesteśmy skrępowani już tą wszelką samowolą, wszystko można, wszędzie i o każdej porze. I wcale nie jesteśmy przez to szczęśliwsi.

To nie Kościół nakłada na nas kajdany, ale my sami.

Gdyby świat istniał bez zawiści, obłudy, podstępu, wojny i układów, to wtedy Bóg by się mylił.

Ale tak nie jest.

To On ma rację, bo to On jest Stworzycielem i On wie jakim go stworzył, i jak bardzo oddalił się od Jego zamysłu.

 

Odwracamy się plecami do Boga, mając Go za napastnika lub słabeusza. Albo w ogóle Go ignorując, przechodzimy obojętnie.

 

Bracia: Ci, którzy według ciała żyją, Bogu podobać się nie mogą.

Jeżeli ktoś nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy.

 

Ale On jest nawet wtedy, gdy my plecami do Niego.

I podczas burzy, gdy się boimy i zaczynamy wołać Go, On przychodzi.

I gdy słyszy, że Łazarz umarł, i Marta, i Maria bardzo płaczą po bracie, On idzie.

Idzie do tego miejsca, do ludu, który wydał na Niego wyrok śmierci.

On się nie zatrzymuje.

I z każdej niedoli potrafi odsunąć kamień, i otrzeć łzę.

Współczując płaczącym.

Jako przyjaciel, Jezus zapłakał.

Jako Bóg, Jezus wskrzesił Łazarza.

 

Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?

Panie, kierujesz do nas apel, apel o wiarę. Nie polega ona na tym, żeby być przekonanym, że istniejesz, ale na tym, by przyjść do Ciebie i zaufać Tobie.

 W tym Wielkim Poście rozbrzmiewa Twój naglący apel: „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem”. Wzywasz nas, byśmy wykorzystali ten czas próby jako czas wyboru. Nie jest to czas Twojego sądu, ale naszego osądzenia: czas wyboru tego, co się liczy, a co przemija, oddzielenia tego, co konieczne od tego, co nim nie jest. Jest to czas przestawienia kursu życia ku Tobie, Panie, i ku innym. I możemy spojrzeć na wielu przykładnych towarzyszy drogi, którzy w obliczu strachu zareagowali oddając swoje życie. To sprawcza moc Ducha wylana i ukształtowana w odważnych i wielkodusznych aktach poświęcenia się.

Początkiem wiary jest świadomość, że potrzebujemy zbawienia. Nie jesteśmy samowystarczalni, sami toniemy; potrzebujemy Pana jak starożytni żeglarze gwiazd. Zaprośmy Jezusa do łodzi naszego życia. Przekażmy Mu nasze lęki, aby On je pokonał.

 

 

Dlatego także w dzisiejszej Ewangelii Jezus pyta o wiarę:

 

Powiedział do niej Jezus:

Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem.

Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie.

Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki.

Wierzysz w to?

Odpowiedziała Mu:

Tak, Panie!

Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat“.

 

Obyśmy jak Marta, wyszli Mu na spotkanie. I Jego pytanie o naszą wiarę w Niego spotkało się z pozytywną odpowiedzią, zbawienną dla nas.

Tak, Panie. Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz.

 

Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie.

 

Paweł w dzisiejszym Czytaniu mówi do nas?

 

Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka.

Skoro zaś Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na skutki grzechu, duch jednak ma życie na skutek usprawiedliwienia.

A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.

 

Czy święty Apostoł zwraca się do nas, czy mówi o nas?

Patrząc na dzisiejszy świat jakoś nie wydaje mi się.

Pełno niewierzących, ateistów. Pełno walczących z Kościołem Chrystusowym.

Pełno też letnich katolików, jak wiatr zawieje.

Za mało ludzi żyjących według Ducha.

Wciąż za mało!

 

A jak słyszymy, opłaca się powiedzieć za Tomaszem:

Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć.

 

Bo razem z Nim zmartwychwstaniemy!

 

To wielka Tajemnica Wiary i to też wielkie zadanie, które nakłada na nas Wiara.

 

Nierzadko trudno ją pojąć, tak po ludzku.

Sama Marta i Maria czynią pewien wyrzut Jezusowi:

Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł.

 

Ileż to razy sami wypowiadaliśmy takie słowa?

Ileż to razy czyniliśmy wyrzuty Bogu, wręcz obrażaliśmy się na Niego?

Często się pyta, gdzie był Bóg, gdy miliony ginęły w obozach koncentracyjnych?

Gdzie byłeś, gdy moje dziecko umierało?

Gdy zostałam skrzywdzona, zraniona, odrzucona?

 

W tym zażaleniu ujawnia się wiara człowieka, który wierzy w moc Boga. Gdybyś tu był… A jednak Jezus wzywa do większej wiary! Trzeba wierzyć w to, że On jest cały czas.

I jak mówił kochany ks. Pawlukiewicz:

Pan Bóg przychodzi z pomocą 15 minut za późno i zawsze zdąży.

 

Doświadczył tego Łazarz.

Doświadczamy i my. Tylko wystarczy dokładnie się rozejrzeć, przypatrzeć zdarzeniom nieoczywistym, trudnym, wydawałoby się nie do przejścia.

On jak w tej Ewangelii:

 

Gdy więc Jezus zobaczył ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: “Gdzie go położyliście?

 Odpowiedzieli Mu: “Panie, chodź i zobacz!

Jezus zapłakał.

Żydzi więc mówili: “Oto jak go miłował!

 

On z nami się wzrusza, wchodzi z nami w dialog, zadaje pytania, by pomóc. Razem z nami płacze. I miłuje.

Bo nas miłuje i jesteśmy Mu drodzy.

Gdy wołamy: giniemy, On nie przechodzi obojętnie, ale ucisza morze.

Gdy On woła, pragnę, by dajemy mu ocet.

 

 

Dlatego trzeba nam zaśpiewać razem z TGD:  ZMIŁUJ SIĘ PANIE!

 

Zmiłuj się Panie,
Proszę Cię.
Zmiłuj nade mną,
Przebacz mój grzech.
To co zrobiłam,
Było złe.
Zbaw mnie od złego,
Nie odrzucaj mnie.

Ty kochasz Prawdę,
Na duszy dnie schowaną,
Skruszonym sercem,
Nie pogardzisz Panie.

Gdy mnie oczyścisz,
Nad śnieg bielsza się stanę,
Otwórz me usta,
Niech głoszą Twą Chwałę.
Serce niewinne,
We mnie stwórz.
Niech nie opuszcza mnie,
Twój Święty Duch.
Dźwiękiem radości
Obudź mnie.
Skruszone kości, znów podniosą się.

 

 

I co słyszymy w Ewangelii:

Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić.

 

Gdy odprowadzamy naszych bliskich, przyjaciół na miejsce wiecznego odpoczywania, nie myślimy o tym, że ten Jezus, w którego wierzył nasz bliski umarły, idzie mu na spotkanie, by go obudzić!

I wcale tu nie chodzi o wskrzeszenie, bo i wskrzeszony musi umrzeć kolejny raz. Ale po swojej Ofierze Jezus idzie budzić swoich przyjaciół do Krainy Szczęśliwych. W końcu wszystko tam na nich czeka.

I często jest tak, że Jezus nie patrząc na własne bezpieczeństwo, idzie nas przebudzić z letargu, zwątpienia i marazmu. Jest orzeźwiającym łykiem wody, Wody Żywej. Daje nowe spojrzenie, jak niewidomemu od urodzenia. Jest pokarmem i mocą, dla tych co na pustyni ducha czy życia.

Dlatego:

 

Pokładam nadzieję w Panu,
dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie,
dusza moja oczekuje Pana.
Bardziej niż strażnicy poranka
niech Izrael wygląda Pana.

 

O jaką nadzieję tu chodzi, o jaką pewność?

O taką, jaką mają strażnicy.

Sprawują wartę nocną aż do poranka.

Przecież jesteśmy pewni, że po nocy nastaje dzień. Że niedługo wzejdzie słońce.

Czy wątpimy w takie rzeczy?

Nie. Dla nas to oczywiste.

Tak samo oczywiste powinno być nasze zmartwychwstanie, nasza świętość. Nasze życie po życiu, w Krainie Szczęśliwych.

 

U Pana jest bowiem łaska,
u Niego obfite odkupienie.
On odkupi Izraela
ze wszystkich jego grzechów.

 

 

Bracia i Siostry,

Papież Franciszek powiedział:

Pan rzuca nam wyzwanie i w czasie burzy zaprasza nas do rozbudzenia i uaktywnienia solidarności i nadziei zdolnych nadać trwałość, wsparcie i znaczenie tym godzinom, w których wszystko wydaje się tonąć.

Pan budzi się, aby rozbudzić i ożywić naszą wiarę paschalną.

Mamy kotwicę: w Jego krzyżu zostaliśmy zbawieni.

Mamy ster: w Jego krzyżu zostaliśmy odkupieni.

Mamy nadzieję: w Jego krzyżu zostaliśmy uzdrowieni i ogarnięci, aby nic i nikt nas nie oddzielił od Jego odkupieńczej miłości.

Pośród izolacji, w której cierpimy z powodu braku uczuć i spotkań, doświadczając braku wielu rzeczy, po raz kolejny posłuchajmy wieści, która nas zbawia: On zmartwychwstał i żyje obok nas. Pan nas wzywa ze swego krzyża do odkrycia na nowo życia, które nas czeka, do spojrzenia na tych, którzy nas potrzebują, aby umocnić, rozpoznać i pobudzić łaskę, która jest w nas. Nie gaśmy knotka o nikłym płomieniu, który nigdy nie słabnie, i pozwólmy, aby na nowo rozpalił nadzieję.

Przyjąć Jego krzyż, znaczy odnaleźć odwagę, by wziąć w ramiona wszystkie przeciwności obecnego czasu, porzucając na chwilę naszą tęsknotę za wszechmocą i posiadaniem, by uczynić miejsce dla twórczości, którą może wzbudzić jedynie Duch. Oznacza odnaleźć odwagę do otwarcia przestrzeni, gdzie wszyscy mogą się poczuć powołani i zezwolić na nowe formy gościnności, braterstwa i solidarności. W Jego krzyżu zostaliśmy zbawieni, aby przyjąć nadzieję i pozwolić, aby to ona umocniła i wspierała wszystkie środki i możliwe drogi, które mogą nam pomóc strzec siebie oraz strzec innych. Przyjąć Pana, aby przyjąć nadzieję. Oto moc wiary, która wyzwala ze strachu i daje nadzieję.

+

 

 

W tym przełomowym Tygodniu, łączącym dwa miesiące, będziemy szczególnie wspominać i modlić się przez niego do Boga:

 

Ryszard. Święty Anglik. Biskup. Kanclerz. Rektor. Uczony. Urodzony w biednej rodzinie. Szybko został sierotą. Wraz z bratem, weteranem, podjął się administrowania gospodarstwem. W zamian miał dostać część ziem, a nawet żonę. Jednak on wolał kontynuować naukę. Studiował na Oksfordzie, w Paryżu i Bolonii. Nie walczył o pozycje i zaszczyty. A jednak Bóg wywyższa pokornych. Ryszard został mianowany rektorem Oksfordu i kanclerzem Prymasa św. Edmunda. Wzmocnił standardy nauki i pozycję uniwersytetu. Po wygnaniu z kraju hierarchy wraz z nim podjął tułaczkę do Francji. Tam, po namowie świętego, przyjął święcenia kapłańskie. Po śmierci współtowarzysza powrócił do kraju wraz z podarowanym świętym kielichem, z którym potem będą wiązały się cuda. Objął skromne probostwa i tak chciał spędzić życie. Jednak nowy prymas, Bonifacy, ponownie wybrał go na swojego kanclerza. Wkrótce został mianowany biskupem. Jednak znienawidzony przez króla nie uzyskał aprobaty. Zbyt mocno bronił pozycji i niezależności Kościoła katolickiego od władzy świeckiej. Jednak, mimo sprzeciwu Henryka III, prymas podtrzymał swoją zgodę. Ten, w zamian, zajął wszystkie dobra przypadające biskupowi. Stąd Ryszard wyruszył do papieża, by ten rozstrzygnął spór. Innocenty podtrzymał wszystkie decyzje i osobiście udzielił sakry biskupiej Ryszardowi. Co jeszcze bardziej rozzłościło króla. Po powrocie nowego biskupa na należyte włości zastał pustkę, ograbiony majątek kościelny. Zamieszkał więc na jednej z plebanii, pomagając w pracy na polu. Nie było to dla niego kłopotem, gdyż był przyzwyczajony do ubogich warunków życia. Jednak po paru latach na rozkaz papieża król musiał ustąpić i oddał dobra biskupie.

Ryszard był znakomitym zarządcą i duszpasterzem. Troszczył się o kościół, o sprawy administracyjne i jego pozycję w państwie. Jednocześnie bardzo hojnie i bogobojnie wspierał ubogich. Sprzedawał nawet niektóre złote naczynia w celu pomocy biednym. Odwiedzał parafian, księży. Kapłanów zobowiązał do zachowania celibatu i do przebywania na miejscu, aby byli zawsze do dyspozycji swoich wiernych. Wymagał także, aby nosili strój kościelny. Wiernych zobowiązywał do uczęszczania na Mszę świętą w niedziele i w święta. Szczególnie troskliwą opieką otaczał kapłanów steranych wiekiem i chorobą. Starał się zapewnić im możliwie najlepszą pomoc. Zmarł, w ręku z krucyfiksem, podczas jednej z wizytacji. Jego grób w średniowieczu stał się celem licznych pielgrzymek i cudów. Jednak po karygodnej decyzji Henryka VIII pochówek został zniszczony. Ale duch świętego unosił się nad Anglią i wciąż trwa. Bo święty Ryszard żyje.

+

 

Dziękujemy za trudny Józefowy Marzec 2020 i prośmy o piękny Kwiecień 2020, niosący nadzieję wypływającą z ran Umęczonego, ale przede wszystkim Zmartwychwstałego Pana.

+

 

 

Wszystkim Parafianom i Gościom oraz Sympatykom, a przede wszystkim Czcigodnym Jubilatom i Solenizantom oraz pogrążonym w żałobie:

Życzę Tygodnia z Bogiem.

Bogiem, który daje pokój serca, pogodę ducha, jasne myślenie, wrażliwość i współczucie, a przede wszystkim zbawienną, nieśmiertelną Miłość, czyli Siebie.

Miejmy tę świętą świadomość, że On jest z nami zawsze, na zawsze.

Oto jak nas miłuje.

Czasem trudno pojąć Jego zamysł i dostrzec Jego chwałę.

Ale pamiętajmy. On ma działać, a my mamy ufać. Zawsze i wszędzie.

 

Pamiętajmy.

Jerozolima już coraz bliżej!

 

 

Z Panem Bogiem,

W sercu i na ustach. Przez czyn.

 

M.P.