Godzina Święta – teksty wspólne

awołaj w swej duszy ze wszystkich swych duchowych sił:

O serce moje, * Bóg tu jest naprawdę! * Jest bliżej mnie * niż ja sam siebie jestem.* Jest tu wokół mnie, * ponieważ Go przyzywam, * jest we mnie na tyle * na ile Mu pozwalam * przez czystość swej duszy * i gorliwość mego wezwania.

Nie odrzucaj mnie, o Boże * od oblicza Twego * i Twego Ducha Świętego nie zabieraj ode mnie. * Oblicze Twe rozświeć nad sługą Twoim,* a naucz mnie sprawiedliwości Twojej. * Daj mi zrozumienie, * a prawo Twoje rozważać będę * i rozmyślać go całym sercem moim”.

Wszyscy Święci * czciciele Ran naszego Zbawiciela * wzywam Was na pomoc w mojej niedoli, * niech wasze westchnienia * pomogą mi choć trochę * zatrzymać się nad cierpieniem Boskiego Zbawcy, * aby prawdziwie wzmogło się we mnie * uczucie trwogi, boleści, żalu, * ale nade wszystko * uwielbienia dla tego, * czego Bóg dla mnie dokonał.

Ach mój Jezu, jak Ty klęczysz
W Ogrojcu zakrwawiony!
Tam Cię Anioł z w smutku cieszył,
Skąd był świat pocieszony.

Ref.: Przyjdź, mój Jezu,
Przyjdź mój Jezu, pociesz mnie!
Bo Cię kocham serdecznie.

2. Ach, mój Jezu, jakeś srodze
Do słupa przywiązany,
Za tak ciężkie grzechy nasze
Okrutnie biczowany.

3. Ach, mój Jezu, co za boleść
Cierpisz w ostrej koronie,
Twarz najświętsza zakrwawiona,
Głowa wszystka w krwi tonie.

4. Ach, mój Jezu, gdy wychodzisz,
Na górę Kalwaryjską,
Trzykroć pod ciężarem krzyża
Upadasz bardzo ciężko.

Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli?
na kimże się ramię Pańskie objawiło?
On wyrósł przed nami * jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku * ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie
(Iz 53, 1-5).

 W swe ramiona mnie weź

mocą krzyża dodaj sił.

W księgę życia wpisz mnie

do swej chwały przyjąć chciej.

Widzę Cię, Jezu, * cierpiącego, * idącego drogą ku Kalwarii, * obarczonego naszym grzechem. * I widzę, jak upadasz, * z rękoma i kolanami na ziemi, * w bólu. * Z jakąż pokorą upadłeś! * Ileż upokorzenia odczuwasz! * Krzyż, który nosisz, * jest ciężki; * potrzebowałbyś pomocy, * ale kiedy upadasz na ziemię * nikt Tobie nie pomaga, * co więcej ludzie się z Ciebie naśmiewają, * śmieją się na widok Boga, * który upada. * Może są rozczarowani, * może mają fałszywe pojęcie o Tobie. * Czasami myślimy, * że wierzyć w Ciebie oznacza,* iż nigdy w życiu nie upadniemy. * Wraz z Tobą upadam także ja, * i to razem z moimi ideami, * jakie miałem o Tobie: * jakże były kruche!

Widzę Cię, Jezu, * zaciskającego zęby * i całkowicie powierzającego się miłości Ojca. * Wstajesz i wznawiasz Twoją drogę. * Z tymi pierwszymi krokami * w kierunku krzyża, * tak niezdecydowanymi, Jezu, * przypominasz mi dziecko, * które stawia pierwsze kroki* ku życiu, * traci równowagę, * upada i płacze, * ale potem zaczyna od nowa. * Powierza się w ręce rodziców * i nie przestaje; * boi się, * ale idzie naprzód, * bo po strachu nadchodzi ufność.

Swoją odwagą uczysz nas,* że niepowodzenia i upadki * nigdy nie mogą zatrzymywać naszej drogi * i że zawsze mamy wybór: * poddać się * lub wraz z Tobą powstać.

Jezu, prosimy Cię * za tych wszystkich, * dla których krzyż * stał się zbyt ciężki. * Dla twojej świętej Krwi * pomóż powstać i iść dalej. * Daj nam wszystkim zrozumieć, * że miłość na tym świecie * polega na tym, * iż pomimo słabości nie ustajemy, * lecz zawsze od nowa zaczynamy.

Ciągle zaczynam od nowa,

Choć czasem w drodze upadam.

Wciąż jednak słyszę te słowa;

Kochać to znaczy powstawać.

Chciałem Ci w chwilach uniesień

Życie poświęcić bez reszty

Spójrz moje ręce są puste

Stoję ubogi, ja grzesznik

Przyjm jednak małość mą, Panie

Weź serce me jakie jest

Jestem jak dziecko bezradny

Póki mnie ktoś nie podniesie

Znów wraca uśmiech na twarzy

Gdy mnie Twa miłość rozgrzeszy

Wiem, że wystarczy Ci Panie

Dobra, choć słaba ma wola

Z Tobą mój duch nie ustanie

Z Tobą wszystkiemu podołam

Szukam codziennie Twej Twarzy

Wracam co noc pod Twój dach

Teraz już wiem jak Cię kochać

Przyjm moje „teraz”, o Panie

Znów rozpoczynam od nowa

Bo kochać to znaczy powstawać

Kochać to znaczy powstawać.

 

O Dobry Jezu, * którego oblicze już nie jest pokryte * tylko strugami krwi, * ale i błotem, które powstało, * gdy krew zmieszała się * z brudną ziemią mojego jałowego życia. * Kocham Cię za to, * że zechciałeś Swą krew * pomieszać z moją marnością * i zechciałeś, by chwała Twego Oblicza * została przykryta taką niegodnością * dla mojego zbawienia. * Czyż mam prawo jeszcze * Ci się sprzeciwiać * i ociągać w słuchaniu Twej nauki, * skoro jej pieczęć z Krwi Najdroższej * i błota grzechów * odbija się teraz w mej duszy, * gdy trwam przy Tobie * na krzyżowej drodze?! * O Jezu mój * jakże bardzo chcę z Tobą pójść dalej,* bo wiem, że na końcu tej drogi * Twą twarz obmyją łzy tak cenne, * że świat bez nich * byłby jedynie marą. *

Maryjo!* Łaskawa Matko, * która upadałaś z Jezusem, * ale jeszcze bardziej * dźwigałaś Go swą miłością macierzyńską, * Maryjo, * uproś mi łaskę * gorliwego naśladowania Twego Syna, * którego Oblicze zabłocone moją nieprawością * chcę wielbić ze wszystkich moich sił.

Rozpal w sobie uczucie żalu za swe grzechy i odczuj swą nędzę i nagość przed Majestatem Wszechmocnego, trwając w uniżeniu wyraź swą gotowość do zmiany życia ze względu na Niepojętą Miłość Boga do człowieka:

Boże wybacz mi, * że tyle razy przygniotłem Cię do ziemi * i wytarłem w Twoją twarz moje grzechy. * Szczególnie upraszam przebłagania * za każdą źle odbytą spowiedź świętą, * za każdy niedokładny rachunek sumienia –* za to, że pogardziłem darem * Twych ludzkich upadków * i boskiej Woli zbawienia świata. * Nade wszystko * żałuję za mój pośpiech na modlitwie, * szczególnie na Mszy św., * kiedy zamiast adorować Twoją chwałę* i rozważać Twoją mękę z niecierpliwością * czekałem końca. * Jestem wielkim niewdzięcznikiem, * który kopie Cię i popycha, * bo czasu tak mało, * a marnych spraw tego świata tak wiele. * To wszystko zaciemnia mój umysł * i prowadzi do choroby, * która nie boli* – do głupoty, * która czyni mnie ślepcem na to, * co naprawdę ważne.