ŚWIĘCI TYGODNIA

18 maja

Stanisław Papczyński.

Święty. Jan, z chrztu. Kapłan. Zakonnik. Pochodził z rodziny wielodzietnej. Już od dziecka był niezwykle pobożny, budował m.in. ołtarzyki. Uczył się pilnie. W różnych szkołach i miejscowościach. Naukę dzielił między jezuitów a pijarów. Jako młodzieniec zdobył solidne wykształcenie, przy tym dużo czasu poświęcał modlitwie, umartwieniom. Oddawał cześć ukochanej Matce Bożej. Na tę niezwykłą religijność miał wpływ niewątpliwie dom rodzinny. W końcu udał się do Podolińca i wstąpił do pijarów. Rozpoczął duchową formację i studia. Z czasem złożył śluby, zdał egzaminy i przyjął święcenia kapłańskie. Jego imię odtąd brzmiało Stanisław od Jezusa i Maryi. Był świadkiem wkroczenia wojsk szwedzkich do Warszawy. Był cenionym kaznodzieją i duszpasterzem. Stąd został przeniesiony do stolicy. Stał się spowiednikiem wielu. Biskupów, prałatów, dostojników, senatorów, a nawet samego króla Sobieskiego. Kierował Bractwem MB Łaskawej. Wkrótce zaczęły pojawiać się nieporozumienia i konflikty wewnątrz zakonu. Stanisław zarzucał przełożonym zbytnie wykorzystywanie własnej pozycji i brak szacunku wobec podwładnych. W pewnym momencie interweniował generał zakonu i ojciec Papczyński musiał udać się do Rzymu. Stamtąd został skierowany na Morawy do prowincji niemieckiej, na przemyślenia. Po powrocie do kraju ataki na jego osobę nie ustały. Interweniował sam nuncjusz apostolski. Dochodzenie wykazało niewinność ojca Stanisława, ale ten obawiając się dalszych szykan postanowił opuścić pijarów i wystąpił o zwolnienie ze ślubów, przechodząc pod władzę biskupa krakowskiego. Od tego czasu przebywał w Kazimierzu pod Krakowem, z którego to został uprowadzony przez prowincjała Opatowskiego i uwięziony na Węgrzech w karcerze. Pod wpływem starań kolejnego hierarchy krakowskiego Stanisław został uwolniony. Wystąpił do Stolicy Apostolskiej o zwolnienie ze ślubów zakonnych. Ta przyjęła jego wniosek i tak Stanisław stał się księdzem diecezjalnym. Pełnił posługę w Arcybractwie Niepokalanego Poczęcia NMP w Kazimierzu. W tym czasie postanowił pójść za powołaniem, które długo nosił w sercu. Postanawia założyć nowe zgromadzenie. W Nowym Mieście, gdzie przebywał jako kapelan na dworze Karskich, przywdziewa biały habit i za zgodą biskupa poznańskiego oraz nuncjusza składa śluby przed obrazem Niepokalanego Poczęcia NMP, zakładając tym samym pierwszy w Polsce męski zakon klerycki. Jego celem ma być oddawanie czci i szerzenie kultu Matki Bożej w jej tajemnicy Niepokalanego Poczęcia. Jak to bywa, na początku pojawiają się trudności. Z formacją, z regułą. Dzieją się różne konflikty i agresja. Surowa reguła pustelnicza nie spełniła się w praktyce, tak więc postawiono na charakter apostolski. W pewnym jednak momencie kryzys personalny był tak duży, iż święty zwrócił się z prośbą o ponowne przyjęcie do pijarów. Jego wniosek został odrzucony. Na szczęście dla nowego zgromadzenia, gdyż zaczęły pojawiać się nowe powołania i formacja nabrała tempa. Także rozbudowa infrastruktury zakonu w różnych miejscowościach Polski. Stanisław był gorącym orędownikiem modlitwy za zmarłych, szczególnie za żołnierzy poległych w boju. Wierzył w siłę różańca. Z czasem zgromadzenie uzyskało przywileje od króla, a także możliwość udzielania w wyznaczone dni odpustu zupełnego. Biskup poznański uznał oficjalnie zgromadzenie, a także po akceptacji Reguły 10 Cnót NMP Stolica Apostolska. Marianie agregowali do wspólnoty zakonów żebrzących, Zakonu Braci Mniejszych. Pod koniec życia ojca Stanisława urzędnik królewski ufundował kościół i klasztor w Goźlinie, w którym to umieszczono obraz MB Bolesnej. Dar od samego Ojca Założyciela przywieziony z jego rodzinnego Podegrodzia. Dziś jest to jej Sanktuarium w Mariańskim Porzeczu, prowadzone oczywiście przez marianów. W roku odejścia, 1701, złożył uroczyste śluby zakonne na ręce nuncjusza apostolskiego oraz przyjął profesję zakonną od swoich współbraci jako Przełożony Generalny. Zmarł, w wieku 70 lat, trawiony gorączką, trzymając w rękach krucyfiks. Do dziś jego szczątki znajdują się w maleńkim kościele w Górze Kalwarii.

Pozostawił po sobie wiele pism. Jego kult rozpoczął się zaraz po jego śmierci. Następcy powzięli starania o beatyfikację Założyciela, m.in. Generał Wyszyński. W końcu przesłano odpowiednie dokumenty do Watykanu. I niestety nastąpił okres zaborów Polski. Tak więc nowe starania o beatyfikację rozpoczął dopiero po II wojnie światowej Prymas Wyszyński. A Jan Paweł II uznał heroiczność cnót ojca Stanisława. W końcu nastąpił moment długo wyczekiwany, dzień beatyfikacji w 2007r. w Licheniu, za pontyfikatu już Benedykta XVI. Natomiast w 2016r. Papież Franciszek dokonał kanonizacji bł. Stanisława w Watykanie.

Jak widać na przykładzie świętego Stanisława, powołanie nie zawsze przychodzi z łatwością. Mógł prowadzić bardziej spokojne i ugruntowane życie. Zbytnio nie wymagając od siebie i innych. A jednak wewnętrzny głos nie pozwalał mu na wygodne życie. Bez trosk i trudów. I choć może czasem wydawało mu się, iż postępuje nie tak, nieudolnie, może nie do końca rozumiał sytuację, swoje posłannictwo, może za mało miał pomysłu i zdolności, to jednak jego wierna cierpliwa postawa doprowadziła na pewno do wydania pięknego trwałego nieśmiertelnego owocu. Zgromadzenia księży marianów. Niezwykle zdolnych, zaangażowanych, pracowitych, którym Polska tak wiele zawdzięcza. A ich koroną jest Matka Boża Bolesna, Niepokalanie Poczęta. Jego świętość na pewno została zbudowana na duchowej walce, która była spowodowana głosem założenia nowego zgromadzenia zakonnego. Doskonale dogadałby się z Siostrą Faustyną. To naprawdę nie jest łatwe zadanie, dość, że niepewne, to wymagające niezwykłej odwagi, pewności i dobrego rozeznania. A także zaufania Bożej Opatrzności.

Dlatego święty Stanisławie oręduj za nami, byśmy wygrywali nasze wewnętrzne konflikty ku chwale Bożej.   

 

19 maja

Iwo Helory.

Święty z Bretanii. Kapłan. Prawnik. Urodzony w rodzinie lorda. Studiował na Uniwersytecie w Paryżu prawo cywilne. W Orleanie, prawo kościelne. Po powrocie do rodzinnych stron został mianowany przez biskupa diecezjalnym sędzią duchownym. Dał się poznać jako sprawiedliwy prawnik, odporny na przekupstwo, bezstronny. Sądził według prawa, nie patrząc na majątek. Adwokat biedaków, których traktował na równi z bogatymi. Często opłacał za nich koszty sądowe i odwiedzał w więzieniu. Nie wahał się walczyć z niesprawiedliwą władzą państwową, która zbytnio ingerowała w prawo kościelne. W wieku 31 lat został kapłanem. Pełnił funkcję proboszcza. Odziedziczony rodzinny majątek przeznaczył dla ubogich. Kiedy przytułek okazał się zbyt mały, wybudował jeszcze większe miejsce schronienia dla potrzebujących, chorych i odrzuconych. Wszystkie swoje pieniądze przeznaczał na rzecz ubogich. Nie dziwi fakt, iż był Tercjarzem franciszkańskim. Rano służył ludziom, w nocy modlił się do Boga. Codziennie sprawował Mszę świętą, co nie było jeszcze w Kościele nakazane i powszechne. Zmarł w 1303r. mając 50 lat. Uznany za człowieka świętego, szybko przyciągał tłumy wiernych. Tak też został wyniesiony na ołtarze. Jest szczególnym patronem ludzi prawa, a więc i adwokatów, sędziów, prokuratorów, notariuszy. Ale też proboszczów, ubogich, wdów i sierot. Co roku zjeżdżają prawnicy świata na odpust ku czci św. Iwo do Treguier, gdzie spoczywają jego szczątki. Kult świętego dość wcześnie trafił także do Polski, bo już w XIV wieku. To od jego imienia mamy m.in. Iwonicz-Zdrój.

Myślę, że najlepszym podsumowaniem jego osoby i świętości jest nagrobna inskrypcja: Święty Iwo był Bretończykiem, adwokatem a nie bandytą – rzecz zadziwiająca dla ludzi.

 

20 maja

Bernardyn ze Sieny.

Święty. Kapłan. Zakonnik. Doktor Kościoła. Urodzony w szlacheckiej rodzinie, zaraz po śmierci najsłynniejszej mieszkanki Sieny. Jako dziecko stracił rodziców, a jego wychowaniem zajął się stryj, który m.in. opłacił mu tok nauki. Bernardyn studiował prawo, teologię, Pismo Święte. Zapisał się do Konfraterni NMP, w której to celem było doskonalenie wewnętrzne oraz posługa chorym. A był to czas dżumy. Święty w czasie służby został zarażony i cudem wyzdrowiał. Widocznie Bóg miał wobec niego kolejne zadania. M.in. otoczenia opieką 90-letnią niewidomą stryjenkę. W końcu wstąpił do franciszkanów. I stał się kapłanem. W tym też czasie gorliwie studiował Pismo i pisma Ojców Kościoła, a także dzieła świętych, w tym św. Bonawentury. Dał się poznać jako dobry kaznodzieja, dlatego też był często zapraszany do okolicznych kościołów. Z czasem jego posługa Słowa stała się słynna i został mianowany kaznodzieją całej Italii. Przemierzał swoją Ojczyzną, nawołują rodaków do przemiany serc i nawrócenia. Więcej jednak od słów działały na słuchaczy i widzów jego cnoty: duch zaparcia, pokuty i modlitwy. Sławę jego imienia roznosiły nadto czynione przez niego cuda. Według świadków na jego kazania ściągały takie tłumy, iż głosił Słowo Boże na placach! Kapłani omdlewali od długich godzin spowiadania, tysiącami rozdawano Komunię świętą. Bernardyn nawracał, godził skłócone małżeństwa, wzbudzał powołania kapłańskie i zakonne. Przemawiał charakterystycznym, dialogowanym stylem. Sam wyrażał opinie wielu stron, odpowiednio modulując głos wypowiadał sądy rozmówców ukryte w myślach, komentarze świadków oraz własne spostrzeżenia. Szczególnym tematem dotykanym przez Bernardyna w kazaniach były kwestie związane ze sprawiedliwością społeczną (takie, jak lichwa) oraz pokojem. W Treviglio toczącym wojnę z Comune di Caravaggio przemawiał na łące w pośrodku między miastami. Wezwanie do pokoju odniosło skutek i przedstawiciele obu miast podali sobie dłonie.
Bernardyn wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Imienia Jezus. Nosił je wypisane barwnie na tabliczce, aby było z dala widoczne. Każde kazanie rozpoczynał od wezwania tego najsłodszego Imienia. Raz po raz przerywał przemówienie i podnosił tabliczkę w górę, a wszyscy padając na kolana oddawali hołd Imieniu Jezusa. W tym jednak nowym nabożeństwie niektórzy zaczęli dopatrywać się herezji. Oskarżano go przed papieżem. I przed kolejnym i kolejnym. I przed ojcami Soboru w Bazylei. Wszędzie święty odniósł zwycięstwo. A następcy św. Piotra darzyli go tak ogromnym zaufaniem, że trzykrotnie proponowali mu biskupstwo. On jednak każdorazowo odmawiał. Wkrótce pełnił posługę wikariusza generalnego zakonu. Brał udział w Soborze Florenckim, gdzie działał na rzecz zjednoczenia Kościoła greckiego z katolickim. Bardzo bolał nad własnym zakonem, w którym to bracia daleko odeszli od pierwotnej reguły św. Franciszka. Dlatego postanowił zreformować zakon.

Zaczął zakładać nowe konwenty w duchu zaplanowanej przez siebie obserwy – stąd jego duchowych synów nazwano obserwantami. W tej pracy pozyskał sobie uczniów, którzy rozpowszechniali jego ideę. Wkrótce liczba obserwantów przewyższała liczbę franciszkanów konwentualnych.

Odszedł na wieczne spoczywanie w 1444r. w wieku 64 lat. Już 6 lat po śmierci został uroczyście kanonizowany wśród 4000 obserwantów.

Pozostawił po sobie dzieła teologiczne.

Patronuje bernardynom, Siennie, tkaczom oraz chorym na płuca i gardło czy krwotoki.

Jego symbol to monogram IHS, a także 3 infuły, mówiące o trzech odrzuconych biskupstwach.

Wśród bernardynów, sprowadzonych do Polski w 1452 r. przez św. Jana Kapistrana, są także polscy błogosławieni i święci: Szymon z Lipnicy, Jan z Dukli i Władysław z Gielniowa. Wywarli oni poważny wpływ na życie religijne w Polsce, więc mamy za co dziękować i świętemu Bernardynowi.

 

21 maja

Jan Nepomucen.

Święty Czech. Kapłan. Męczennik. Studiował prawo w Pradze, a doktoryzował się w Padwie. Był notariuszem w kurii biskupiej. Wkrótce został kapłanem i proboszczem. Kanonikiem. A w końcu arcybiskup Pragi mianował go swoim wikariuszem generalnym, co było wielkim zaszczytem i dawało mu miejsce w hierarchii zaraz po biskupie. W czasie konfliktu arcybiskupa z królem został mediatorem. Wkrótce uwięziony wraz z dwoma prałatami i torturowany. Następnie, prawie umęczonego, wrzucono z mostu Karola wprost do rzeki Wełtawy. Mówi się, że przywiązany do szyi kamień młyński oderwał się od męczennika, co było wielkim znakiem dla ludności, a i nawet dla samego króla, który oddał się pokucie. Ciało męczennika zostało odnalezione dopiero po miesiącu. Przyjmuje się, iż stracił życie przez dochowanie tajemnicy spowiedzi małżonki królewskiej.

Podobnie jak język św. Antoniego w Padwie, tak też język św. Jana Nepomucena jest zachowany cało w artystycznym, osobnym relikwiarzu katedry praskiej.

Patronuje jezuitom, którzy rozpowszechnili jego kult, a także Pradze i oczywiście spowiednikom!

Jest orędownikiem szczerej spowiedzi, dobrej sławy i tonących. Przywoływany w powodziach. Patronuje też mostom.

Śladami niegdyś bardzo żywego kultu św. Jana są liczne figury (nepomuki) stawiane zazwyczaj na rozstajach dróg i w okolicy przepraw rzecznych, które chronią pola i zasiewy przed powodzią, ale też i suszą. Wiele takich figur można spotkać w całej Polsce.

Dodajmy, że pierwsza figura świętego została postawiona na moście Karola. Wokół głowy świętego miało pojawić się pięć gwiazd, symbolizujących pięć cnót męczeńskich, tworzących aureolę, która to miała się ukazać w miejscu wrzucenia go do rzeki.

Stąd Jan przedstawiany jest z wieńcem z gwiazd, a w środku napis TACUI – milczałem, ale także z palcem na ustach jako symbol zachowanej tajemnicy.

Janie Nepomucenie módl się za wszystkich spowiedników i penitentów, abyśmy doświadczyli wartości i powagi Sakramentu Miłosierdzia.

 

22 maja

Rita z Casci. Święta Włoszka. Margarita. Stygmatyczka. Żona i matka. Wdowa. Augustianka.

Jedyne dziecko prostych górali. Wymodlona. Jako mała dziewczynka niezwykle pogodna, życzliwa, grzeczna. Także niezwykle pobożna. Uważała, że najpiękniejsza jest dusza miłująca Jezusa. Pragnęła wstąpić do zakonu. Jednak zmuszona wyszła za Paula. Nie miała szczęścia. Jej mąż okazał się złym człowiekiem, pełnym agresji, niecnych czynów, rozpusty. Rita znosiła upokorzenia i cierpienie z godnością, pełna postawy chrześcijańskiej. I dzięki temu urodziła dwóch synów, których starała się uchronić od wpływu ojca i wychować na przykładnych katolików. Jednak i to nie było jej dane. Dlatego też jej życie było pełne życiowych umartwień, niczym czyściec na ziemi. Ale Ryta jako człowiek Boga, nie poddawała się i kochała. Niemożliwe dla wielu z nas. Święta odniosła zwycięstwo, gdyż z czasem jej mąż zmieniał się na lepsze. Niestety wydany przez przyjaciół został zamordowany. Jeszcze przed śmiercią przeprosił swoją żonę i cały Kościół. Po tym tragicznym odejściu ojca jego synowie w duchu wendety postanowili go pomścić. Matka próbowała za wszelką cenę wyperswadować im ten pomysł z głowy. W końcu zwróciła się do Boga o pomoc, by jej synowie nie dopuścili się tak złego czynu. I stało się. Po roku jej synowie zmarli na czerwonkę. Widocznie tylko tak można było uchronić ich od zła. Po tak wielkich, tragicznych przeżyciach Rita zapragnęła wreszcie wstąpić do klasztoru św. Marii Magdaleny w Cascii. Jednak i tu pojawiły się problemy. Jej prośbę odrzucone ze względu na konflikt Rity z rodziną męża, który był dość powszechnie znany. Wydawałoby się, iż nigdy nie dojdzie do zgody. A jednak i tu święta zaufała Bogu, a ten dokonał cudu. I dzięki niemu w wieku 36 lat została przyjęta. Zgodnie z legendą wstąpienie do zakonu miało charakter cudowny: w czasie snu Ryta została przeniesiona do klasztoru przez świętych: Jana Chrzciciela i Augustyna, a siostry, zastawszy ją rano w klasztornym kościele, do którego nie mogła w naturalny sposób dostać się przez zamkniętą furtę, wreszcie postanowiły wydać zgodę.

Ponieważ była analfabetką, została przyjęta do sióstr konwersek, które były przeznaczone do codziennej posługi w klasztorze. Z całą radością, z miłości dla Oblubieńca, spełniała najniższe posługi w klasztorze. Często w ciągu dnia i nocy całowała z miłością obrączkę zakonną, która symbolizowała jej mistyczne zaślubiny z Jezusem. Miała szczególne nabożeństwo do Bożej Męki. Widziano ją nieraz, jak leżała krzyżem, zalana łzami. Kiedy pewnego dnia kaznodzieja miał kazanie o Męce Pańskiej, prosiła gorąco Jezusa, by dał jej zakosztować chociaż jednego ciernia, który ranił Jego przenajświętszą głowę. Została wysłuchana. W czasie modlitwy poczuła nagle w głowie silne ukłucie. Na tym miejscu wytworzyła się bolesna rana, która zadawała jej nieznośne cierpienia przez 15 lat, aż do śmierci. Aby jednak uniknąć sensacji, Rita prosiła Chrystusa, by rana była ukryta, nadal jednak sprawiając cierpienia. Tak się też stało. Rita odznaczała się posłuszeństwem, duchem modlitwy i cierpliwości. Będąc prostą i niewykształconą osobą, osiągnęła szczyty kontemplacji.

Rita zmarła na gruźlicę w 1457r. mając 77 lat.

Sakrofag z jej nienaruszonym ciałem do dziś znajduje się w Bazylice – Sanktuarium w Cascii, które obejmuje nie tylko kościół i klasztor, ale także jej dom rodzinny. Święta ściąga tłumy wiernych pielgrzymów. Przy jej grobie dzieją się nadzwyczajne rzeczy. Podczas pożaru, który strawił cały kościół, jej cyprysowa trumna pozostała nietknięta.

Według relacji świadków ciało świętej emanowało słodkawym zapachem przez wieki. Obecnie umieszczone jest w szklanej trumnie. Świadkowie twierdzą, że widywali Ritę leżącą w wielu różnych pozycjach, a jej oczy otwierały się i zamykały po śmierci.

Jednak jej uroczysta kanonizacja odbyła się dopiero w 1900r. podczas której papież nazwał świętą Ritę drogocenną perłą Umbrii.

Święta opiekuje się wieloma dziełami charytatywnymi i bractwami.

Patronuje sprawom trudnym i beznadziejnym. Znając jej biografię nietrudno to zrozumieć. Za to mocno należy ufać jej orędownictwu.

Jest patronką wszystkich kobiet, małych i dużych, każdego stanu.

Wspólnota sióstr augustianek z Cascii przyznaje Nagrodę św. Rity kobietom, które w swym życiu – tak, jak św. Ryta – zrealizowały ewangeliczne przesłanie Chrystusa o przebaczeniu; otrzymały ją m.in. Marianna Popiełuszko (1990) i Eleni (1999).

W Polsce kult św. Rity jest bardzo żywy. Szczególnym jego miejscem jest klasztor sióstr augustianek w Krakowie, gdzie w kościele św. Katarzyny przechowywane są relikwie św. Rity, a jej kult istnieje już od końca XVIII wieku. To w tej świątyni od 1942r. znajduje się nadzwyczajny posąg Świętej, zaprojektowany przez Adolfa Szyszko-Bohusza, a wykonany przez Wojciecha Maciejowskiego.

To właśnie tutaj, ale i też w wielu innych miejscach każdego 22. dnia miesiąca jest odprawiana uroczysta msza i nabożeństwo do św. Rity oraz poświęcenie róż. Bo to one są jej doskonałym symbolem. Piękna i cierpienia. I nawiązaniem do cudownego zdarzenia sprzed jej śmierci, kiedy to w zimie zakwitły róże.

Rito, cóż dodać, módl się za nami, szczególnie wtedy, gdy nam tak po ludzku brakuje już sił i nadziei.

 

+

 

A na koniec polecajmy się naszej Patronce z Ołtarza Głównego, Królowej Wszystkich Świętych:

 

Spoglądnij na nas przez obraz on,
Pomocy Nieustającej.