Święci tygodnia

na obrazku św. Monika

W tym Tygodniu wspominamy

i bierzemy przykład z tych,

którzy udowodnili, iż każdy z nas wezwany jest do świętości:

 

23 sierpnia (niedziela)

Róża z Limy.

Święta Peruwianka. Izabela Flores. Tercjarka. Dziewica. Ascetka.

Nazywana od dzieciństwa Różą ze względu na delikatną cerę. Dość wcześnie przyjęła pierwsze sakramenty od św. biskupa Turybiusza. Od dziecka była pobożną, głęboko wierzącą dziewczynką. Tego ducha wiary wyniosła z domu, w którym jej rodzice dbali o wykształcenie, wychowanie i córki. Ponieważ rodzina była niezamożna wcześnie zaczęła pracować: zajmowała się hodowlą kwiatów, haftem i szyciem. Róża była ich radością i dumą, pełna miłości, życzliwości i posłuszeństwa. Już jako dziecko złożyła ślub dozgonnej czystości. Rodzice natomiast mieli wobec niej inne plany. Próbowali wydać ją bogato za mąż. Ta jednak zdecydowanie odmawiała, oddając się jeszcze bardziej Chrystusowi. Przez modlitwę, wyrzeczenia i przykrości, które znosiła przez sprzeciw w sprawie zamążpójścia.

Kiedy skończyła 20 lat, została tercjarką św. Dominika. Nadal pozostawała w domu, zajmując osobne pomieszczenie z ogródkiem. Zwiększyła w tym czasie posty, modlitwy, czuwania, medytacje i pokuty. Ludzie traktowali ją jak nienormalną. Pogardzana. Wyśmiewana. Obdarzona przez Boga licznymi łaskami. Jej styl życia był niezwykle surowy. W Wielkim Poście jadła dziennie pięć pestek cytryny. Prześladował ją w tym okresie sam diabeł, czyhając na nią z pokusami, prześladowaniami, chorobami, oszczerstwami. Tak więc cierpienie stało się dniem powszednim. Ale dla Róży była to okazja do oddania się Bożemu Miłosierdziu i wyproszenia łaski nawrócenia grzeszników.

Niosła pomoc ubogim i chorym, zwłaszcza Indianom i niewolnikom. Uważana jest za prekursorkę służby społecznej w Peru.

Za patronkę swoich dążeń do świętości obrała sobie św. Katarzynę Sieneńską, również dominikańską tercjarkę. Zgłębiała tajemnicę jej życia i świętości, na niej wzorowała swoją miłość. Róża w swym życiu wiele wycierpiała. Przeżyła śmierć rodziców, samotność, opuszczenie, oschłości i najrozmaitsze doświadczenia wewnętrzne. To wszystko mocno nadwerężało jej siły.

W nagrodę za takie życie cieszyła się poufnym przestawaniem ze swoim Aniołem Stróżem i Matką Bożą.

A jednak przez piętnaście lat doświadczała zupełnego opuszczenia. 

Nie odczuwała żadnego pociągu do modlitwy, żadnej pociechy ani poczucia bliskości Boga. Dzień i noc prześladowały ją myśli, że Bóg ją odrzucił. 

Wówczas dopiero doszła do kontemplacji i mistycznego zjednoczenia z Chrystusem. Odtąd żyła jeszcze bardziej dla Niego.
Ostatnie trzy lata życia spędziła u małżonków Gonzaleza della Maza i Marii Uzategui, którzy darzyli ją pełną miłością. 

W ich domu zmarła w wieku 31 lat, w 1617 r., w dniu, który przepowiedziała. 

Sława jej świętości była tak wielka, że dominikanie pochowali jej ciało najpierw w krużganku klasztornym, a w dwa lata potem – w swoim kościele w Limie w kaplicy św. Katarzyny ze Sieny. 

Wraz z jej ciałem zamknięto niektóre jej pisma i próby rysunku. W 1923 roku odnaleziono je.

Jest pierwszą katoliczką z Ameryki wyniesioną na ołtarze.

Stąd Róża patronuje Ameryce, a także Filipinom i Antylii. Otacza opieką ogrodników i osoby prowadzące kwiaciarnie.

+

Święta Różo, módl się za nami, zagonionymi, nienasyconymi, swawolnymi, pełni uciech, a jednocześnie pustki. Bądź nam duchową różą, która swoim zapachem wiedzie do Niebieskich Bram.

 

Władysław Findysz.

Błogosławiony Polak. Męczennik. Kapłan. Proboszcz. Patriota. Działacz społeczny. 

Urodzony w wielodzietnej ubogiej rodzinie chłopskiej. To z domu wyniósł dobre wychowanie, szacunek do tradycji i historii Polski, a nade wszystko głęboką wiarę. W wieku 5 lat stracił matkę, a potem trójkę rodzeństwa. W czasie nauki w szkołach wstąpił do Sodalicji Mariańskiej. Z daleka doświadczał skutków tragicznej wojny. Po maturze, w odrodzonej Polsce, wstąpił do seminarium w Przemyślu. W 1932r. został kapłanem.
Przełożeni wysłali ks. Władysława w charakterze wikariusza do parafii kolejno w Borysławiu, Drohobyczu, Strzyżowie i Jaśle. Dwie pierwsze obejmowały tereny przemysłowe, zamieszkane przez ludność zróżnicowaną narodowościowo, religijnie i materialnie. Strzyżów i Jasło, duże parafie miejskie, choć mniej zróżnicowane narodowościowo, stanowiły wielkie wyzwanie dla młodego kapłana – czas posługi w nich zbiegł się z okresem II wojny światowej i okupacji hitlerowskiej.

W Strzyżowie przez pierwszy rok wojny był administratorem parafii, gdyż zmarł tamtejszy proboszcz. W Jaśle związał się z ruchem oporu, przyjmując na siebie obowiązki kapelana. Już w 1941 r. pełnił urząd administratora, a od 1942 roku proboszcza parafii w Nowym Żmigrodzie.
Kapłan przywiązywał dużą wagę do formacji wewnętrznej i zachowywania praktyk ascetycznych. Był przy tym skromny i pełen szacunku dla ludzi.

Praca w Nowym Żmigrodzie przypadła na burzliwy okres najnowszych dziejów Polski. W czasie okupacji hitlerowsko-sowieckiej ks. Władysław niósł pomoc potrzebującym, zrozpaczonych podnosił na duchu, a błądzących upominał.

Był świadkiem prześladowania Polaków, Żydów i przedstawicieli innych narodów.

Najtrudniejszy był ostatni okres okupacji, kiedy został wysiedlony. Parafia została bez pasterza. Po zakończeniu wojny, w 1945 roku, wrócił do Nowego Żmigrodu, by zająć się pracą nad odnową moralną mieszkańców i odbudową materialną parafii. Wierni zagrożeni propagandą ateistyczną znajdowali w jego posłudze pomoc i oparcie.
Organizował katolickie pogrzeby ofiar wojny i pomoc materialną dla poszkodowanych, bez względu na narodowość i wyznanie. Dzięki temu wiele rodzin łemkowskich uniknęło wysiedlenia w ramach Akcji “Wisła”.

Brał udział w odbudowie miasteczka. Katechizował dzieci i młodzież, najpierw w szkole, dopóki władze komunistyczne pozwalały, a potem poza nią.

Wiernie i z oddaniem realizował swe obowiązki. Jego gorliwa działalność duszpasterska naraziła go szybko na prześladowania ze strony władz komunistycznych.

Śledzono go, nagrywano kazania. Wielokrotnie odmawiano mu wydania przepustki na pobyt w strefie nadgranicznej, uniemożliwiając tym samym posługę kapłańską wśród mieszkających tam parafian. Był też nieustannie inwigilowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.
W 1963 roku apelował do parafian o włączenie się do prowadzonej przez Kościół w Polsce akcji tzw. “soborowych czynów dobroci”. Zadenuncjowali go ludzie, którzy poczuli się urażeni listami, w których zachęcał ich do pojednania się z Bogiem i Kościołem. Tym, którzy żyli w związkach niesakramentalnych, oferował pomoc w doprowadzeniu ich do ołtarza.
Oskarżony o złamanie dekretu o ochronie wolności sumienia i wyznania, w 1963 roku został aresztowany.

Przewieziono go na komendę w Rzeszowie, gdzie był przesłuchiwany, a w jego mieszkaniu przeprowadzono rewizję.

Był już wtedy ciężko chory – rozpoznano raka przełyku. Postawiono mu zarzut zmuszania do praktyk religijnych. Wkrótce odbył się pokazowy proces. Skazano go na karę dwóch i pół roku więzienia. Mimo złego stanu zdrowia przez kilka miesięcy był więziony. Przez kilka miesięcy odbywał karę na Zamku w Rzeszowie, a na wiosnę 1964 r. został przeniesiony do krakowskiego więzienia dla więźniów politycznych na Montelupich.

Komuniści sprawę ks. Findysza wykorzystali dla zastraszenia innych niepokornych księży. W obronie uwięzionego kapłana, wymagającego natychmiastowego leczenia, interweniowały władze diecezji przemyskiej. Prokuratura odrzucała kolejne prośby i apele.
Do gwałtownego pogorszenia zdrowia ks. Władysława przyczyniły się fizyczne i psychiczne tortury. Miesiące spędzone w uwłaczających ludzkiej godności warunkach i brak opieki lekarskiej wpłynęły na radykalne pogorszenie stanu jego zdrowia.

Kiedy 29 lutego 1964 roku, po uchyleniu aresztu przez Sąd Najwyższy, opuszczał więzienie, był skrajnie wyczerpany. Nie rokowano mu powrotu do zdrowia.

Zmarł 21 sierpnia tego roku w Nowym Żmigrodzie. Miał 57 lat.

Jego pogrzeb stał się okazją do manifestacji przywiązania do wiary katolickiej. Uczestniczyło w nim 130 kapłanów oraz tysiące wiernych. Ksiądz Findysz został pochowany na cmentarzu parafialnym w Nowym Żmigrodzie.
Komuniści nawet po jego śmierci nie dali mu spokoju. Przez wiele lat nie można było wszcząć procesu beatyfikacyjnego.

Wśród parafian pozostała jednak żywa pamięć o jego posłudze. Wyróżniał się w ich przekonaniu jako wzór wypełniania obowiązków pasterskich, a zwłaszcza jako obrońca wiary i moralności chrześcijańskiej.

Dopiero zmiana sytuacji politycznej po 1989 roku pozwoliła podjąć starania o beatyfikację ks. Władysława, które rozpoczęto w 2000 roku.
Już 20 grudnia 2004 roku Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydała dekret o męczeństwie ks. Findysza, ponieważ zmarł on w wyniku cierpień zadanych mu w więzieniu z powodu nienawiści do wiary (in odium fidei).

19 czerwca 2005 r., w imieniu papieża Benedykta XVI, prymas Polski kardynał Józef Glemp, podczas Eucharystii sprawowanej w Warszawie, włączył ks. Władysława w poczet błogosławionych.

Pierwszy wyniesiony na ołtarze męczennik komunizmu z terenu Polski.

Sarkofag z relikwiami znajduje się w kościele w Nowym Żmigrodzie będącym od 2011 sanktuarium bł. Władysława.

+

Błogosławiony Władysławie, wstawiaj się za wszystkimi kapłanami, w szczególności wikariuszami i proboszczami, i tymi, co prześladowani w jakikolwiek sposób. Aby nie zatracili ducha i wiary, i zdobyli obrany cel świętości. Dziękujemy za Twoją postawę odwagi i miłości do bliźnich.

Módlmy się o rychłą kanonizację błogosławionego.

 

 

 

24 sierpnia (poniedziałek)

Bartłomiej.

Święty. Natanael. Apostoł. Męczennik.

 Jego imię znaczy “syn Tolmaja”. A drugie “Bóg dał”.

Przyjaciel Filipa, Apostoła. To on przyprowadził go do Jezusa.

Z opisu pierwszego spotkania wynika, że Natanael nie był zbyt pozytywnie nastawiony do mieszkańców Nazaretu. Kiedy jednak usłyszał słowa Chrystusa i poznał, że Chrystus przeniknął głębię jego wnętrza, serce i duszę, od razu zdecydowanie w Niego i Jemu uwierzył. Świadczy to o wielkiej prawości jego serca i otwarciu na działanie łaski Bożej. Odtąd już na zawsze pozostał przy Chrystusie.

Z apokryfów o św. Bartłomieju zachowały się Ewangelia Bartłomieja i Apokalipsa Bartłomieja. Znamy je jednak w dość drobnych fragmentach.

Zachował się również obszerniejszy apokryf Męka Bartłomieja Apostoła. Według niego Bartłomiej miał głosić Ewangelię w Armenii. Tam miał nawet nawrócić brata królewskiego – Polimniusza. Na rozkaz króla Armenii, Astiagesa, został pojmany w mieście Albanopolis, ukrzyżowany, a w końcu ścięty. 

Od św. Izydora, biskupa Sewilli, rozpowszechniła się pogłoska, że św. Bartłomiej został odarty ze skóry. Stąd też został uznany za patrona rzeźników, garbarzy i introligatorów. 

Jako przypuszczalną datę śmierci Apostoła podaje się rok 70.

Zaraz po śmierci Bartłomiej odbierał cześć jako męczennik za wiarę Chrystusową. Dlatego i jego relikwie chroniono przed zniszczeniem.

Około roku 410 biskup Maruta miał je przenieść z Albanopolis do Majafarquin, skąd przeniesiono je niedługo do Dare w Mezopotamii. 

Stamtąd zaś relikwie umieszczono w Anastazjopolis we Frygii w Azji Mniejszej ok. roku 507. 

Kiedy jednak najazdy barbarzyńców groziły zniszczeniem i profanacją, w roku 580 przewieziono je na Wyspy Liparyjskie, a w roku 838 do Benewentu. Obecnie znajdują się pod mensą głównego ołtarza tamtejszej katedry. 

Część tych relikwii została przeniesiona za panowania cesarza Ottona III do Rzymu. Władca ten wystawił bazylikę na Wyspie Tyberyjskiej (dla przechowania relikwii św. Wojciecha), do której to bazyliki sprowadzono potem relikwie Apostoła, zmieniając jej tytuł.

W Polsce kult św. Bartłomieja był niegdyś bardzo żywy – wystawiono ku jego czci na naszych ziemiach ponad 150 kościołów. Miał on nawet w Polsce swoje sanktuaria, np. w Polskich Łąkach koło Świecia, gdzie na odpust ściągały tłumy z daleka.

+

Święty Bartłomieju, oddany apostole Chrystusa. Módl się za nami. Nie wiemy o Tobie zbyt wiele. Ale najważniejsze jest znane. Twoje męczeństwo i oddane życie za Zbawiciela. Dziękujemy Filipowi, że spotkał Cię z Panem. Bądź dla nas takim Przewodnikiem i aranżerem rozmowy z Chrystusem.

 

 

 

POZNAŃSKA PIĄTKA.

Błogosławieni chłopcy. Polacy. Męczennicy.

Wychowankowie Oratorium salezjańskiego.

Czesław Jóźwiak.

Urodzony i wychowany w Bydgoszczy. Gdy miał 11 lat cała rodzina przeniosła się do Poznania, gdzie stał się członkiem Oratorium. Z czasem stał się niekwestionowanym autorytetem dla innych chłopców z oratorium. Cechy przywódcze współgrały w nim z ogromną życzliwością i gotowością niesienia pomocy. Organizował zawody sportowe, występował w przedstawieniach, śpiewał w chórze, gromadził wokół siebie młodszych chłopców, by opowiadać im historie z “Trylogii” Henryka Sienkiewicza.

Gdy wybuchła wojna, wraz z całą czwórką, postanowił wstąpić do wojska. Jako jedyny otrzymał mundur i broń. W kampanii wrześniowej walczył w batalionie niedaleko Koronowa, uczestniczył także w bitwie na Bzurą.
Po rozbiciu oddziału pod Kutnem, wrócił, przebrany w cywilne ubrania, do Poznania.

Tam spotkał się z przyjaciółmi z oratorium, którzy w międzyczasie uczestniczyli w demonstracjach młodzieży, domagającej się zorganizowania obrony Poznania, a gdy to się nie stało – opuścili miasto i udali się w kierunku Warszawy. Wszyscy dostali się do niewoli niemieckiej, ale udało im się uciec i spod Kutna dotarli do domów.

Edward Kaźmierski.

Poznaniak. W wieku 4 lat stracił ojca. Z powodu trudnej sytuacji materialnej rodziny w wieku 17 lat przerwał naukę i podjął pracę jako “chłopiec na posyłki” w sklepie, a później jako pomocnik w warsztacie samochodowym, gdzie przyuczał się do zawodu ślusarsko-mechanicznego. Jednocześnie trafił do Oratorium, które stało się jego drugim domem.

Udzielał się szczególnie w przedsięwzięciach artystycznych. Grał na fortepianie, na harmonii i skrzypcach, śpiewał partie solowe w chórze. Sam też komponował.

Jak wiemy, nie został przyjęty do wojska. Dlatego brał udział w demonstracjach młodzieży, domagającej się obrony Poznania. Za przyczyną przyjaciela został zaprzysiężony w tajnej organizacji zdelegalizowanego przez Niemców Stronnictwa Narodowego – Narodowej Organizacji Bojowej.

W więzieniu pisał:

Jakaż to siła, ta nasza wiara. Są także tacy tutaj, którzy w nic nie wierzą. Jaka dla nich straszna ta niewola. Słychać tam tylko przekleństwa i złorzeczenia. A u tych, co mają silną wiarę spokój, a zamiast przekleństw sama radość. Duch mój jest silny i coraz silniejszy się staje. Nic go już nie załamie, bo go Bóg umocnił. Jestem na wszystko przygotowany, bo wiem, że wszystkim Bóg kieruje, dlatego we wszystkim widzę niepojęte myśli Boże.

Edward Klinik.

Urodzony w Bochum. Bardzo spokojny, wręcz nieśmiały, dzięki przyjaźniom zawartym w oratorium w Poznaniu stał się bardziej otwarty i bezpośredni. Jako jedyny z piątki był uczniem szkoły salezjańskiej.

Z więziennych zapisek:

„O Boże, dlaczego włożyłeś tak ciężki krzyż na moje ramiona? Synu, patrz na mnie, jak ja obarczony ciężkim drzewem krzyża z miłości do ciebie szedłem na Golgotę i nie wydobyłem z piersi mojej słowa skargi, a ty już teraz narzekasz? Oddaj mi tylko miłość za miłość. Jam dobrowolnie oddał się tobie cały, stając się więźniem tabernakulum, a ty, ile razy mnie odwiedziłeś? Czy chciałbyś mieć dzisiaj lepiej ode mnie? O Boże, jak ciężko zgrzeszyłem. Rzucając się na kolana, dzisiaj prosić Cię tylko mogę o miłosierdzie, przebaczenie i pokutę. Dziś, wyznając swe winy, wspólnie z żałującym łotrem wołać powinienem.”

” Dziwne są wyroki Boże, lecz musimy się z nimi zawsze pogodzić, gdyż wszystko jest dla dobra naszej duszy.”

Franciszek Kęsy.

Urodzony w Berlinie. Gdy miał roczek, rodzina przeniosła się do Polski.

Często chorował, był delikatny, wrażliwy, ale też bardzo wesoły, a jego szczególną pasją był sport. Chętnie występował w oratoryjnych przedstawieniach.

W oratorium był animatorem życia religijnego. Wiara zawsze miała dla niego bardzo duże znaczenie. Codziennie służył do Mszy św. i przystępował do Komunii św., wieczorami odmawiał różaniec.

Nie krył, że chce zostać salezjaninem, choroba przeszkodziła mu jednak we wstąpieniu do niższego seminarium w Lądzie.

Pisał: Och, jaka to radość dla mnie, że już odchodzę z tego świata (…) Bóg dobry bierze mnie do Siebie.

Jarogniew Wojciechowski.

Poznaniak. Jego ojciec był alkoholikiem; pozostawił rodzinę, gdy chłopak miał 11 lat. W oratorium na Wronieckiej był ministrantem, grał na fortepianie, na wyjazdach opiekował się młodszymi kolegami. Aktor-amator. Walczył w bitwie nad Bzurą.

W liście pożegnalnym pisał:

Uczucia w każdej chwili Twego życia powierzaj tylko Jezusowi i Maryi, bo w nich znajdziesz ukojenie. Ludzi nie przeceniaj zbyt w dobrym ani w złym.

 

Po zajęciu Poznania Niemcy zamknęli oratorium i wprowadzili obowiązek pracy. 

Czesław zaczął pracować fizycznie jako pomocnik malarza w zakładzie rzemieślniczym. 

Prawie od razu zaangażował się w działalność konspiracyjną. 

Jako harcerz budował także struktury Harcerstwa Polskiego, tajnej polskiej organizacji związanej z nurtem katolicko-narodowym (później zwanej także Hufcami Polskimi). 

Razem z przyjaciółmi uczestniczył także w szeroko rozumianej działalności młodzieżowego chóru chłopięcego kierowanego przez Stefana Stuligrosza. Gestapo obserwowało ten chór – i 23 września 1940 r. Czesław został aresztowany. Wraz z nim gestapo aresztowało jego przyjaciół.

 
Początkowo zawieziono ich do siedziby gestapo. Już pierwszego dnia, oskarżając ich o założenie w oratorium nielegalnej organizacji, okrutnie ich skatowano. 

Czesław został następnie przewieziony do obozu koncentracyjnego Posen – Fort VII. 

Wychowanków oratorium przesłuchiwano w więzieniu przy ul. Młyńskiej. 

Tam w wyniku obrażeń odniesionych podczas torturowania, bicia, maltretowania – Czesław jako przywódca grupy był najbardziej katowany – został skierowany do więziennego szpitala.
16 listopada 1940 r. przewieziono go do więzienia we Wronkach. 

Pół roku później wywieziono go do więzienia sądowego w dzielnicy Berlina – Neukölln. Przebywał tam niecały miesiąc.

Następnie przetransportowano go do szczególnie ciężkiego więzienia w Zwickau na Zamku Osterstein. 

Wszyscy więźniowie morderczo pracowali w mieście: zaprzęgano ich nawet do wozów.

Przez cały okres, w czasie wielomiesięcznych przesłuchiwań młodzi chłopcy, przywódcy poznańskiej katolickiej młodzieży, zachowywali niezwykły spokój i niespotykaną pogodę ducha.

 
Wszyscy zostali oskarżeni o zdradę stanu. 

1 sierpnia 1942 r. wydano wyrok śmierci na przyjaciół z oratorium salezjańskiego: Czesława Jóźwiaka, Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego, Edwarda Klinika i Jarogniewa Wojciechowskiego (Henryk Gabryel jako najmłodszy z nich został zwolniony następnego dnia i przeżył wojnę). 

Na wykonanie wyroku skazanych przewieziono do Drezna, gdzie ponieśli męczeńską śmierć 24 sierpnia 1942 r. Mieli około 22,23 lat.

Pomyślmy, że z tego rocznika był wybraniec Opatrzności, Karol Wojtyła.

Pochowani zostali w zbiorowym grobie na cmentarzu katolickim przy Bremerstraße 20, niedaleko więzienia w Dreźnie.

Jak powiedział Czesław: NIE ROZPACZAJCIE, BÓG TAK CHCIAŁ!

+

Błogosławiona Piątko, z Poznania, wstawiajcie się za nami. Abyśmy umieli zachować się jak trzeba i niestrudzenie, gdziekolwiek, w jakichkolwiek czasach i warunkach, podążać za Chrystusem. Jak Wasz patron, Jan Bosko. Jak Wy. Drodzy Młodzi. Bądźcie bohaterami dla młodzieży polskiej. Piątką nie tylko z komiksu. Bo w życiu chodzi o coś więcej.

Módlmy się o rychłą kanonizację błogosławionych.

 

25 sierpnia (wtorek)

Ludwik IX.

Święty. Król Francji. “Król ziemskich królów”. Mąż i ojciec. Krzewiciel i obrońca wiary katolickiej. Asceta. Człowiek miłosierdzia.

Syn Ludwika VIII i Blanki Kastylijskiej, świętej. Przywiązany do dziadka, Filipa Augusta. Wstąpił na tron po śmierci ojca mając 12 lat. Do czasu pełnoletności rządy sprawowała jego matka. Po osiągnięciu dojrzałości ożenił się z Małgorzatą, córką hrabiego.

Ludwik stał na czele dwóch wypraw krzyżowych.

W czasie poważnej choroby złożył ślub, iż po odzyskaniu zdrowia, wyruszy ponownie przeciwko poganom. Tak też się stało. W trakcie walk trafił do niewoli, z której Turcy wypuścili go za okup. Król udał się do Palestyny, by wesprzeć pozostałe załogi chrześcijańskie. W tym czasie zmarła jego matka, stąd został zmuszony do powrotu.

Mimo niepowodzenia wyprawy król nie rezygnował z przyrzeczenia, wręcz przeciwnie. Dla pozyskania zwolenników objeżdżał kraj z relikwiami korony cierniowej Chrystusa i zagrzewał do ponownej wyprawy.

I tak król ponownie udał się na bitwę. Na wszelki wypadek zostawił testament. Niestety dokument przydał się, gdyż Ludwik zaraził się tyfusem u bram Tunisu i zmarł w 1270r. mając 56 lat.

Ludwik był wybitną osobowością.

Wzorowy mąż i opiekun licznej rodziny.

Jako polityk zręczny i rozważny, doprowadził Francję do rozkwitu. W ciągu 40 lat swoich rządów podniósł kraj politycznie i gospodarczo.

W 1242 r. odniósł zwycięstwo nad Anglią pod Saintes, odzyskując tereny północne, zajęte przez wroga.

Zreformował administrację i sądownictwo, powołał do życia parlament, zreformował system monetarny. Idąc za uchwałami Soboru Laterańskiego IV (1215), zakazał pojedynków. Wydał także zarządzenie przeciwko lichwie i prostytucji.

Popierał instytucje dobroczynne i zakony. Franciszkanów i dominikanów, a także lazarystów. Uważa się, iż sam został tercjarzem. 

Żywoty jego są zgodne w tym, że sam usługiwał chorym i rozdawał jałmużny ubogim. Osobiście żył bardzo skromnie, mnożył uczynki pokutne, czym ściągnął na siebie zarzut, że jest “królem mnichów”.

Miał żywo w pamięci słowa matki, wypowiedziane do niego jeszcze w latach młodości: “Synu, wolałabym cię widzieć na marach niż w grzechu”.

Odegrał poważną rolę w fundacji Sorbony powołując kolegium teologiczne. 

Był mecenasem sztuki, co najbardziej upamiętnia sławna kaplica Sainte-Chapelle w Paryżu, która to została wybudowana dla otrzymanej relikwii korony cierniowej Chrystusa. 
 
Ludwik to ostatni z wielkich i świętych średniowiecznych władców, wśród których wymienia się: św. Wacława, męczennika (+ 929), św. Edwarda, wyznawcę (+ 1066), św. Włodzimierza (+ 1015), św. Henryka II, cesarza (+ 1024), św. Olafa (+ 1030), św. Stefana (+ 1038), św. Eryka (+ 1060), św. Kanuta II (+ 1086), św. Władysława (+ 1095) i św. Ferdynanda (+ 1252). Wszyscy oni zasłużyli się zaprowadzeniem lub rozszerzeniem wiary Chrystusowej w swoich krajach. 

W wieku XIX jego relikwie przeniesiono do katedry w Kartaginie. Znaczną część relikwii umieszczono także w kościele św. Dionizego w Paryżu. 

Św. Ludwik IX jest patronem kilku żeńskich zgromadzeń zakonnych noszących jego imię; ponadto drukarzy, fryzjerów, hafciarek, introligatorów, kamieniarzy, krawców, piekarzy, pielgrzymów, niewidomych, rybaków, tkaczy i uczonych.

+

Święty Ludwiku, królu, który władałeś i państwem, i sobą. I odniosłeś sukces, dla Ojczyzny i własnego szczęścia wiecznego. Niech obecni możni tego świata biorą przykład z Ciebie. Boś Ty godny podziwu. Talenty wykorzystałeś, serce oddałeś rodzinie i poddanym. A życie złożyłeś w rękach Boga. On wręczył Ci niewiędnący laur zwycięstwa. Módl się za nami! Módl się za Francję i cały chrześcijański świat, w tym Ziemię Świętą.

 

 

Maria od Jezusa Ukrzyżowanego.

Miriam Baourdy. Mała Arabka. Święta. Zakonnica. Dziewica. Mistyczka i stygmatyczka.

Urodzona w Galilei. Ojciec był z Damaszku, a matka z Libanu. W wieku 3 lat straciła rodziców. Wychowaniem małej Miriam, rozdzielonej z bratem, zajął się wuj. Wkrótce cała rodzina przeniosła się do Aleksandrii. Gdy miała 12 lat nakazano jej zamążpójście, z którego szczęśliwie się wybroniła. Obcięła włosy i położyła na tacy, co było wymowną informacją dla stryja. Złożyła też wtedy ślub czystości. Zachowanie to trafiło na wielki opór i oburzenie. Została zamknięta z niewolnicami i odsunięta od sakramentów.

Pogrążona w rozpaczy napisała list do swojego brata z prośbą o pomoc i zaniosła go do muzułmańskiego służącego stryja. Wdała się z nim w dyskusję o chrześcijaństwie, na skutek czego służący w porywie gniewu poderżnął jej gardło i porzucił na ulicy. Stało się to 7 września 1858 roku.

Miriam przeżyła wtedy widzenie, w którym opiekowała się nią tajemnicza zakonnica, po czym zaprowadziła ją do kościoła i znikła. Tam została odnaleziona przez miejscowego księdza, a następnie przedstawiona arabskiemu biskupowi. Od tego momentu zaczęła ukrywać się przed rodziną i pracować jako służąca. W lęku przed wykryciem przeniosła się do Jerozolimy, gdzie została niesłusznie oskarżona o kradzież i wtrącona do więzienia. Po dwóch dniach, sprawczyni kradzieży przyznała się, dzięki czemu Miriam została wypuszczona na wolność.

W wyniku nieudanej podróży do Akki trafiła do Bejrutu, gdzie w czasie pracy straciła wzrok. Pomimo iż lekarze uznali jej stan za nieuleczalny, wyzdrowiała, co sama przypisała modlitwie. Przeżyła również bardzo ciężki upadek z wysokości, po którym całkowicie wróciła do zdrowia, co przyprawiło jej lokalnego rozgłosu i opinii świętej.

W poszukiwaniu pracy dotarła do Marsylii, gdzie została służącą i kucharką. Wkrótce wstąpiła do józefitek, ale te widząc doświadczenia ekstaz i stygmatów, wysłały Miriam do karmelu. To w tym zakonie przyjęła imię Marii od Jezusa Ukrzyżowanego. W 1870r. wyjechała do Indii, by tam założyć klasztor. Jednak i w tym miejscu nie przebywała długo, z powodu nadzwyczajnego ukochania.

W Pau spotkała ks. Piotra Estrate, przełożonego sercanów w Betherram, który podjął się kierownictwa duchowego, a po latach został jej biografem.

W roku 1875 Maria zaczęła realizować dzieło swych dawnych marzeń: założenie karmelu w Betlejem. Zainicjowała ponadto nowy klasztor w Nazarecie.
22 sierpnia 1878 r. przeżyła upadek ze schodów, w trakcie którego złamała lewą rękę. Błyskawicznie rozwinęła się gangrena i Miriam zmarła 26 sierpnia 1878 r. w Betlejem. Miała 32 lata.

Nie pozostawiła żadnych pism, była zresztą prawie analfabetką. 

Zachowały się jednak relacje osób, które się z nią stykały. Dowiadujemy się z nich o jej wizjach, ekstazach, spełnionych proroctwach, także o improwizowanych poematach. Wszystko to przeżywała w sposób zupełnie zwyczajny, jak gdyby chodziło o rzeczy najnormalniejsze w świecie, nieświadoma swojej niezwykłości. Wywierała ogromny wpływ na otoczenie. 

Szerzyła przede wszystkim nabożeństwo do Ducha Świętego.

 
Św. Jan Paweł II dokonał jej beatyfikacji w 1983 r. w Rzymie. 

Papież Franciszek włączył ją do grona świętych 17 maja 2015 r.

+

Święta Mario, Mała Arabko, Maleńka Nic, wstawiaj się za nami. Niech Duch tchnie na nas swoimi darami. Byśmy na Twój wzór umieli przyjąć, z pokorą i miłością, Boże posłannictwo. Byśmy się nie poddawali w poszukiwaniu Drogi. Byśmy działali i realizowali najskrytsze marzenia, na chwałę Boga i pożytek ludzi. Wskazuj kierunek w czasie zwyczajnych i nadzwyczajnych momentów życia.

 

Maria del Transito od Jezusa Sakramentalnego. Błogosławiona Argentynka. Eugenia de los Dolores Cabanillas. Założycielka. Zakonnica. Tercjarka. Dziewica.

Początkowo wiedzę zdobywała w domu. Potem w kolegium św. Teresy w Cordobie. Po śmierci matki jako 36-letnia kobieta została Tercjarką u św. Franciszka. Doskonaliła się w modlitwie i pokucie. Asceza była stylem jej życia. Jednak pragnieniem jej serca było całkowite poświęcenie się Bogu i dlatego w 1859 r., składając profesję w Trzecim Zakonie, dobrowolnie złożyła także ślub dozgonnego dziewictwa.

Rozważała też możliwość utworzenia zgromadzenia zajmującego się wychowaniem biednych i porzuconych dzieci.

Przez rok przebywała u karmelitanek w Buenos Aires, a następnie u wizytek, w Montevideo. Oba klasztory opuściła z powodu słabego zdrowia.

Gdy w Argentynie powstało nowe zgromadzenie, Maria podjęła próbę współpracy z jego założycielką Matyldą Porres. 

Szybko jednak przekonała się, że dzieło, o którym myślała, powinno mieć całkowicie odmienny charakter. Korzystając z pomocy franciszkanina o. Porreca, opracowała regułę własnego zgromadzenia. 

8 grudnia 1878 r. wraz z dwoma towarzyszkami założyła Zgromadzenie Sióstr Tercjarek Misjonarek Franciszkanek Argentyńskich. 2 lutego 1879 r. wszystkie trzy siostry złożyły profesję zakonną.

W rok później decyzją generała franciszkanów Zgromadzenie Sióstr Misjonarek zostało oficjalnie włączone do rodziny franciszkańskiej. Zakon szybko się rozwijał. Duża liczba powołań umożliwiła jeszcze za życia założycielki otwarcie kilku kolegiów.

 
Maria zmarła w 1885 r. Miała 64 lata.

Została beatyfikowana w 2002r. przez Jana Pawła II. 

Jest pierwszą Argentynką wyniesioną do chwały ołtarzy.

+

Błogosławiona Mario, naucz nas miłości miłosiernej i niestrudzonego dążenia do odkrycia własnego powołania. Czyli Bożego. Módl się za nami, abyśmy z wdzięcznością adorowali Jezusa Sakramentalnego.

Módlmy się o rychłą kanonizację błogosławionej. Może uczyni to papież Argentyńczyk.

 

 

26 sierpnia (środa)

Maria od Aniołów Ginard Marti.

Błogosławiona Hiszpanka. Benita Sebastiana Angela Margarita. Męczennica. Zakonnica. Dziewica.

Urodzona na Majorce. Od dziecka jej imię to Aniela. Wychowała się w wielodzietnej i bardzo wierzącej rodzinie. Gdy ojciec przeszedł na emeryturę rodzina przeniosła się do Palma de Mallorca. Dziewczyna zajęła się haftem i robieniem damskich kapeluszy. Opiekowała się także rodzeństwem, uczyła je świata i wiary.

Gdy miała ok. 18 lat, Aniela postanowiła wstąpić do klasztoru św. Bartłomieja w Inca, gdzie mniszką była jedna z sióstr matki. Klasztor należał do żeńskiej gałęzi XIV-wiecznej eremickiej kongregacji hieronimitów. 

Rodzice przekonali ją jednak, by wstrzymała się z decyzją na pewien czas – była potrzebna w domu. Poddała się ich woli. Oświadczył się jej wówczas pewien mężczyzna, ale odmówiła mu.
Dopiero po dziesięciu latach, w 1921 r. Aniela mogła wstąpić do nowicjatu sióstr zelatorek kultu eucharystycznego. Habit założyła pół roku później, otrzymując jednocześnie imię zakonne Marii od Aniołów.

Zajmowała się pieczeniem chleba eucharystycznego, wyszywaniem ornatów, przygotowywaniem dzieci do pierwszej Komunii św.
Po uczynionych ślubach została przeniesiona do konwentu w Madrycie, gdzie pełniła funkcję skarbnika.

W 1929 r. złożyła śluby wieczyste i zgromadzenie skierowało ją do Barcelony, gdzie objęła funkcję administratorki konwentu. Do Madrytu wróciła po pięciu latach.

W następnym roku wybuchła wojna domowa w Hiszpanii. Siostra była wówczas w stolicy. 
Przed Najświętszym Sakramentem poszukiwała wsparcia i ofiarowała swoje życie, jeśli taka miała być wola Boża, w męczeństwie – za zwycięstwo Chrystusa na ziemi. 

20 lipca 1936 r. siostry, w świeckich ubraniach, opuściły konwent. Maria od Aniołów ukryła się wraz z jedną ze współsióstr w mieszkaniu pewnej rodziny w Madrycie. Stamtąd, wręcz naprzeciwko swego konwentu, obserwowała dewastację kościoła i klasztoru, zniszczenie obiektów sakralnych i świętych obrazów.
W sierpnia 1936 r., lewacka bojówka wpadła do domu, gdzie ukrywała się s. Maria od Aniołów. 

Została aresztowana, przetrzymywano ją w budynku galerii Sztuk Pięknych. 

Następnego dnia została zamordowana w pobliżu parku Dehesa de la Villa w Madrycie, strzałem w głowę.

Był rok 1936. Maria miała 42 lata.

Zachowały się akta z pochówku zakonnicy. Szczątki Marii od Aniołów oprawcy pochowali w zbiorowym grobie na cmentarzu Naszej Pani z Almudena.
Po zakończeniu wojny, w 1941 r., dzięki zachowanym aktom dokonano ekshumacji szczątek i przeniesiono je do wspólnego grobu sióstr zelatorek na tym samym cmentarzu. 

W 1985 r. relikwie s. Marii zostały przeniesione do konwentu sióstr w Madrycie, a w 2005 r. – do kaplicy kościoła zgromadzenia.

 
Beatyfikacji s. Marii dokonał w Rzymie 29 października 2005 r. papież Benedykt XVI. 

Mówił wtedy między innymi: 

“Błogosławiona Maria od Aniołów, całkowicie oddana Panu w swym religijnym powołaniu, spędzała długie godziny na adoracji Najświętszego Sakramentu, nie zaniedbując obowiązków nakładanych przez społeczność zakonną. W ten sposób przygotowała się do oddania życia jako najwyższego wyrazu miłości dla Chrystusa. Jest żywym wzorem religijnego powołania dla nas wszystkich. Dziękujemy dziś Bogu za wielki dar tego heroicznego świadka wiary”.

+

Błogosławiona Mario, módl się za prześladowanymi w imię Jezusa. Dodawaj odwagi na polu bitwy, w czyhającym zagrożeniu czy po prostu, w codzienności. Bądź naszym dobrym aniołem i chroń od wojen domowych wszystkie ludy i narody. Naucz cenić i wielbić Boga w Chlebie Żywym. Opiekuj się dziećmi pierwszokomunijnymi. Wspieraj rodziny. Wstawiaj się za swoją ojczyzną.

Módlmy się o rychłą kanonizację błogosławionej.

 

 

 

27 sierpnia (czwartek)

Monika z Hippony.

Święta Matka. Żona i wdowa. Kobieta-Modlitwa.

Urodzona w północnej Afryce, w rodzinie rzymskiej, nadto głęboko wierzącej. Dość wcześnie wyszła za mąż za poganina, urzędnika, Patrycjusza. Małżeństwo nie było udane. Mąż był agresywny, stawiał na uciechy tego świata. Żona dobra i łagodna nie poddała się złu męża, a dzięki trosce i modlitwie pozyskała jego serce. Doprowadziła nawet do jego chrztu. W wieku 22 lat została matką Augustyna. Po nim miała jeszcze kilkoro dzieci. W 371r. zmarł mąż Moniki. Tak więc mając 39 lat została wdową. I nie był to czas spokoju i pokoju. A wszystko przez pierworodnego, który to dostarczał matce samych zmartwień. Bowiem jak ojciec za młodu prowadził życie burzliwe, pełne pożądania i swawoli. Został nawet ojcem nieślubnego syna. Był zagorzałym manichejczykiem. Człowiekiem wykształconym, ale błądzącym.

Zbolała matka nie opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą i płaczem błagając dla niego u Boga o nawrócenie. Trwało to 16 lat.

Kiedy Augustyn udał się do Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy, matka poszła za nim.

Kiedy potajemnie udał się do Rzymu, a potem do Mediolanu, by zetknąć się z najwybitniejszymi mówcami swojej epoki, Monika odnalazła syna.

Pewien biskup na widok jej łez, kiedy wyznała mu ich przyczynę, zawołał: “Matko, jestem pewien, że syn tylu łez musi powrócić do Boga”. To były prorocze słowa. Augustyn pod wpływem kazań św. Ambrożego w Mediolanie przyjął chrzest i rozpoczął zupełnie nowe życie. Był rok 387.

Szczęśliwa matka spełniła misję swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana. Kiedy wybierała się do rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i po kilku dniach zmarła w Ostii. Miała 55 lat
Ciało Moniki złożono w miejscowym kościele św. Aurei. Na jej grobowcu umieszczono napis w sześciu wierszach nieznanego autora. W 1162 r. augustianie mieli zabrać święte szczątki Moniki do Francji i umieścić je w Arouaise pod Arras. W 1430 r. przeniesiono je do Rzymu i umieszczono w kościele św. Tryfona, który potem otrzymał nazwę św. Augustyna.

Świadectwo o życiu swojej matki Augustyn złożył w “Wyznaniach”. One też są jej najwcześniejszym życiorysem.

Św. Monika jest patronką kobiet chrześcijańskich, matek, wdów, kobiet zamężnych, tych, które przeżywają kłopoty małżeńskie i nieudane małżeństwa, kobiet, które zawiodły się na dzieciach lub mają z dziećmi kłopoty, kobiet będących ofiarami cudzołóstwa, alkoholizmu, złorzeczeń i oszczerstw. Do niej odprawia się modlitwy w intencji ratowania duszy dziecka, męża.

+

Święta Moniko, patronko żon, wdów i przede wszystkim matek. Ty doskonale ukazujesz, jak należy kochać swoich najbliższych, męża i dzieci. Nie poddawać się, nie ulegać złu i beznadziei. WYTRWALE wołać do Pana o zmiłowanie i nawrócenie. Ufać do końca. Iść i trwać, mimo odrzucenia i złorzeczenia. Nie pochwalać grzechu, byle tylko uniknąć kłótni i rozłąki. Kochać naprawdę, a nie po ludzku. Mądrze, a nie ckliwie. Samemu dawać dobry przykład i świecić dla tych, co uporczywie w ciemności. Bo jak widać, dla każdego, nastanie dzień światłości. Byle tylko ktoś jeden się modlił wstawienniczo, a ktoś drugi usłyszał głos sumienia. Boga samego.

Dziękujemy Matko za Twoje świadectwo i miłość. Módl się i wspieraj wszystkie matki, szczególnie te zbolałe, tracące nadzieję lub przyzwalające na grzech dziecka. Naucz nas prawdziwej miłości, która przemienia ludzkie serca i życia.

 

28 sierpnia (piątek)

Augustyn.

Święty. Biskup Hippony. Kapłan. Zakonnik. Założyciel. Wielki Teolog. Mówca. Filozof. Filozof. Apologeta. Ojciec i Doktor Kościoła. Doctor gratiae. 

Urodzony na terenie dzisiejszej Algierii, w rodzinie urzędnika państwowego Patrycjusza, poganina i chrześcijanki Moniki. Mały Augustyn wzrastał i wychowywał się w duchu rozdartych dróg życia. Zupełnie różnych. Nieprzenikających się. Pierworodny.

W wieku 16 lat musiał przerwać naukę z powodu braku pieniędzy. Nie talentu i inteligencji. Bowiem wiedzę przyswajał sobie z niezwykłą szybkością. Imponował wszystkim niebywałą pamięcią. Jednak pierwsze lata nauki Augustyn wspomina w swojej autobiografii z niesmakiem. Miał bowiem nauczyciela, bijącego swoich uczniów bez miłosierdzia za najmniejsze przewinienia. Nie lubił matematyki, ale za to rozkoszował się w literaturze łacińskiej. Jego ulubionym autorem był Wergiliusz.

Jako młodzieniec Augustyn żył swobodnie. Lubił zabawy, dobre jadło i picie. Chętnie uczęszczał do teatru, miał ciągoty do psot chłopięcych.

Trudny okres dojrzewania, dużo wolnego czasu i pogańskie zwyczaje sprawiły, że po pierwszych studiach w Tagaście i w Madurze udał się na dalsze kształcenie do Kartaginy, metropolii Afryki Północnej, i tam związał się z kobietą. Po pewnym czasie urodził się ich syn Adeodatus (z łac. “dany od Boga”). Augustyn żył tak przez 15 lat. Igrzyska, cyrk, walki gladiatorów, teatr – to był jego żywioł.
Pod wpływem lektury klasyków rzymskich Augustyn wpadł w sceptycyzm racjonalistyczny. Zaczął szukać prawdy. Biblia wydawała mu się prostacka, bo jej łacińskie tłumaczenia były wówczas nie zawsze udane. Za problemami filozoficznymi poszły i wątpliwości religijne. W tym czasie wstąpił do sekty manichejskiej, do której wciągnął go tamtejszy biskup, imponując mu wymową i oczytaniem.
W 374 roku Augustyn powrócił do Tagasty, gdzie otworzył własną szkołę gramatyki. Po dwóch latach zamknął ją jednak i udał się do Kartaginy, gdzie otworzył szkołę retoryki. Miał wtedy 22 lata.

Po 7 latach udał się do Rzymu, gdzie także założył swoją szkołę. Tu dowiedział się, że w Mediolanie poszukują retora. Natychmiast tam się zgłosił.

Mediolan był wówczas stolicą cesarstwa zachodnio-rzymskiego – pierwszym miastem Europy po Konstantynopolu. Oprócz prowadzenia szkoły Augustyn miał obowiązek wygłaszania mów podczas uroczystości państwowych w Mediolanie. Augustyn miał już 30 lat.
To w tym mieście zetknął się ze św. Ambrożym, który był wówczas biskupem Mediolanu. Augustyn zaczął słuchać jego kazań. Wielki biskup zaimponował mu wymową i głębią przekazywanej treści.

Niedługo potem przyszło uderzenie łaski Bożej.

Pewnego dnia Augustyn wziął do ręki Listy św. Pawła Apostoła.

Usłyszał w ogrodzie głos jakby dziecka powtarzający: „weź to i czytaj!” (tolle et lege!). Gdy otworzył Biblię na przypadkowej stronicy, znalazł fragment: Listu do Rzymian”

“Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i w wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom”.

Jak pisze w swoich “Wyznaniach”, poczuł nagle jakby strumień silnego światła w ciemnej nocy swojej duszy.

Zrozumiał sens swojego życia, poczuł żal z powodu zmarnowanej przeszłości. 

Dotrwał jako nauczyciel retoryki do wakacji, następnie udał się w pobliże Mediolanu, do wioski Cassiciaco, i tam u przyjaciela Werekundusa spędzał czas na modlitwie i na rozmowach ewangelicznych. Rozczytywał się równocześnie w Piśmie Świętym. 

Na początku Wielkiego Postu zgłosił się do św. Ambrożego jako katechumen i w Wielką Sobotę w nocy z 24 na 25 kwietnia 387 r. z rąk biskupa przyjął chrzest. Miał wówczas 33 lata. Wraz z nim przyjęli chrzest jego syn, Adeodatus, i przyjaciel, Alipiusz. 

Augustyn postanowił powrócić do Afryki, by nawracać współziomków i pozyskiwać ich dla Chrystusa. Tuż przed opuszczeniem Italii umarła w Ostii jego matka, św. Monika; wkrótce po dotarciu do Afryki zmarł także jego syn. 

Po przybyciu do Tagasty Augustyn rozdał swoją majętność pomiędzy ubogich i z przyjaciółmi – św. Alipiuszem i Ewodiuszem – zamieszkali razem, oddając się modlitwie, dyskusji na tematy religijne i studiom Pisma świętego.

W 391 r. Augustyn wraz z przyjaciółmi udał się do Hippony, gdzie postanowił założyć klasztor i tam spędzić resztę swego życia. 

Niebawem dał się poznać wszystkim jako człowiek bardzo pobożny. Dlatego, gdy biskup Waleriusz zwrócił się pewnego dnia do ludu, by mu wskazano kandydata na kapłana, gdyż potrzebował jego pomocy, wszyscy w katedrze zwrócili się do Augustyna, wołając: “Augustyn kapłanem!” 

Ten, zalany łzami, przyjął propozycję biskupa i ludu. Po przyjęciu święceń nie zmienił jednak trybu życia, ale nadal prowadził życie wspólne w klasztorze. Zaczął nawet przyjmować nowych kandydatów. 

W ten sposób powstało jakby seminarium, z którego wyszło wielu biskupów afrykańskich: św. Alipiusz, biskup Tagasty, bezpośredni przyjaciel Augustyna; Profuturus, biskup Syrty; Ewodiusz, biskup Uzalis, przyjaciel Augustyna; Sewer, biskup Milewy; Urban, biskup Sicea; Peregrinus, biskup Thehac, i Bonifacy.

Biskup Waleriusz konsekrował wkrótce Augustyna na swojego sufragana w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego 394 r. ku ogromnej radości ludu.

W tym czasie zajął się egzegezą Nowego Testamentu. Napisał: O kazaniu Pana na górze. Ukazał w nim Kazanie na górze jako etyczne serce przesłania Chrystusa, zestawiając błogosławieństwa, z siedmioma darami Ducha Świętego i prośbami Modlitwy Pańskiej.

W dwa lata potem Augustyn został biskupem Hippony.
Nadal prowadził życie wspólne, w którym formował przyszłych biskupów i kapłanów. Po długich latach doświadczenia ułożył dla nich regułę, która w przyszłości miała się stać podstawą dla wielu rodzin zakonnych (m.in. augustianów, kanoników regularnych, dominikanów i paulinów). 

Dużo czasu zajmowała mu korespondencja. Nie traktował jej jednak jedynie jako rodzaj kontaktu towarzyskiego, ale wykorzystywał ją jako okazję do apostolstwa. Korespondował m.in. ze św. Janem Jerozolimskim, ze św. Paulinem z Noli, św. Hieronimem, św. Prosperem i ze św. Hilarym z Arles.

Augustyn wypowiedział nieubłaganą walkę błędom, jakie za jego czasów nękały Kościół: manicheizmowi, donatystom i pelagianom. Prowadził dysputy z manichejczykami, których znał osobiście, bo był z nimi przez szereg lat ideowo związany. Nie spoczął, aż tę herezję wyplenił.

W owym czasie w Afryce najsilniejsi byli donatyści. W 330 r. mieli w swoich rękach aż 270 stolic biskupich. Potępieni na synodach w Arles i w Mediolanie, zagnieździli się silnie w północnej Afryce. Jako rygoryści nie pozwalali przyjmować do społeczności kościelnej tych, którzy w czasie prześladowań wyparli się wiary, a teraz chcieli do niej powrócić – zwanych “lapsi”. Donatyści żądali dla kapłanów i wiernych, łamiących prawo, najsurowszych kar. Posuwali się często do gwałtów. 

Augustyn zwalczał ich pismem i żywym słowem. Był jednak zdania, że tych biskupów i kapłanów, którzy do jedności kościelnej powrócą, należy zostawić na ich urzędach. Tym pozyskał sobie donatystów. Na synodach w Kartaginie w 401 i 411 roku herezja została zwyciężona.

W tym samym czasie przybył do Afryki Pelagiusz i Celestiusz. Głosili, że grzech Adama i Ewy zaszkodził tylko pierwszym rodzicom, a nie całemu rodzajowi ludzkiemu, że dzieci rodzą się w stanie łaski i nie jest konieczny chrzest, a łaska uświęcająca nie jest do zbawienia konieczna. Ta herezja była dla Augustyna okazją do tego, aby jako pierwszy z Ojców mógł gruntownie wyjaśnić teologiczny problem łaski uświęcającej i uczynkowej oraz problem zbawienia.

 
Pod koniec swego życia Augustyn przeżył tragedię.

Namiestnik rzymski zaprosił do północnej Afryki Wandalów dla obrony przeciwko szczepom dzikich mieszkańców Sahary. Kiedy spostrzegł, że Wandalowie są nie mniej od tamtych barbarzyńscy, wypowiedział im wojnę. Było jednak za późno.

Po odniesionym zwycięstwie, Wandalowie zaczęli zajmować miasto po mieście. Hippona broniła się bohatersko przez trzy miesiące, aż wrogom udało się zrobić wyłom w murze i spowodować pożar miasta. Augustyn wtedy już nie żył. Wszystko spłonęło, prócz biblioteki wielkiego Biskupa.

On sam zmarł w czasie oblężenia 28 sierpnia 430 r. Miał 76 lat.

Wandalowie siłą zaprowadzili arianizm. Polała się obficie krew męczeńska. W 150 lat potem Afryka padła pod hordami Arabów.

 
Ciało Augustyna złożono w katedrze w Hipponie. Potem jednak w obawie przed profanacją Wandalów przeniesiono je do Sardynii, gdzie wpadło w ręce muzułmanów. Dopiero król Longobardów, Luitprand, wykupił je i przeniósł do Pawii, gdzie po dzień dzisiejszy opiekę nad relikwiami roztaczają synowie duchowi wielkiego biskupa, augustianie.
 
Po Augustynie pozostało kilkadziesiąt tomów jego pism. Do najcenniejszych z nich należą: Wyznania, O katechizacji ludzi prostych, O wierze i symbolu wiary i O państwie Bożym ksiąg 22. Zachowały się jego 363 kazania i 217 listów. 

Słusznie więc zdobył sobie tytuł największego teologa chrześcijańskiej starożytności. 

Jest jednym z czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego. 

Patron augustianów, kanoników regularnych, magdalenek, Kartaginy; drukarzy, wydawców, teologów.

+

Święty Augustynie, Ty wołasz:

Prawdziwa miłość polega na tym, abyśmy przywiązali się do prawdy i sprawiedliwie żyli.

To najlepsze przesłanie na dzisiejsze czasy. Miłość. Co znaczy? Kim jest?

Wypraszaj dary ŁASKI UŚWIĘCAJĄCEJ nam wszystkim, byśmy przez swoje czyny tworzyli Państwo Boże. I jak Ty, mieli serca przeszyte strzałą Miłości Boga.

Módl się za nami, byśmy mieli świadomość, że poznać Najwyższego to jak przelać całe morze do małego dołka w piasku. Niemożliwe. Nie tu. Przyjdzie i na to czas. W Wieczności.

Niech nasze ciągłe nawracanie i stawianie czoła wyzwaniom pokus będzie najlepszym naszym Wyznaniem.

Zło to brak dobra. Czy zatem jesteśmy dobrymi ludźmi? Nie wystarczy nie czynić zła. Trzeba codziennie wybierać dobro, być jego świadkiem, budowniczym i obrońcą. Tak więc, wspieraj nas w Miłowaniu!

 

 

 

29 sierpnia (sobota)

 Dominik Jędrzejewski.

Błogosławiony Polak. Męczennik i kapłan. Działacz społeczny.

Urodzony w wielodzietnej rodzinie. Po ukończeniu szkół wstąpił do seminarium we Włocławku. W 1911r. został kapłanem. I wikariuszem. W Zadzimiu, w Poczesnej. Potem w Kaliszu, gdzie jednocześnie był kapelanem więziennym. Następnie prefektem Gimnazjum Męskiego i Żeńskiego w Turku.

Urząd wikariusza traktował bardzo poważnie.

Oprócz działalności ściśle religijnej prowadził działalność charytatywną, społeczną i oświatową.

Był członkiem zarządu Powiatowego Czerwonego Krzyża, komisji rewizyjnej Powiatowego Komitetu Rady Obrony Państwa, Towarzystwa Szkolnego, Koła Przyjaciół Harcerstwa, wiceprezesem Koła Polskiej Macierzy Szkolnej, sekretarzem zarządu Towarzystwa Dobroczynności.

W 1921 r. został przewodniczącym Powiatowego Komitetu Odbudowy Wawelu, przyczyniając się do zbiórki znacznych kwot na ten cel.

W 1925r. został przeniesiony na własną prośbę na mniejszą parafię, z powodu słabego stanu zdrowia. Dwa lata później poddał się ciężkiej operacji nerek. Dzięki niej jego stan się znacznie polepszył i wkrótce został powołany na proboszcza w Gosławicach.

Po wybuchu II wojny światowej parafia znalazła się w Kraju Warty, przyłączonym do III Rzeszy. Rozpoczęły się prześladowania, elit polskich i kapłanów.

26 sierpnia 1940 r. ks. Dominik został zatrzymany i trafił do obozu przejściowego w Szczeglinie, gdzie więźniów przetrzymywano w stajniach i oborach. Tam po raz pierwszy miał możliwość uratowania się, ale nie skorzystał z propozycji wolności.

Trzy dni później zawieziono go, jak setki innych polskich kapłanów, do niemieckiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen i zarejestrowano jako numer 29935.

Ostatnim etapem jego życia okazał się obóz w Dachau, gdzie trafił 14 grudnia 1940 r. w masowym transporcie polskich kapłanów jako więzień numer 22813.

Pracował przy kopaniu łąk na plantacjach. Z powodu wątłego zdrowia fizycznie był stale wyczerpany, ale nigdy nie narzekał, nie skarżył się na swój los.

Skupiał wokół siebie młodzież, duchowną i świecką. Opowiadał o pracy duszpasterskiej, na chwilę chociażby odrywając od brutalnej rzeczywistości.

W 1942 r. nie był już w stanie chodzić o własnych siłach. Pomoc silniejszych kolegów, którzy nosili go na plecach do pracy, przyjmował z prostotą.

Komendantura obozu zaproponowała mu wolność, w zamian za zrzeczenie się kapłaństwa. Odmówił: już przygotowany dokument odsunął na bok.

Zmarł z wycieńczenia i nieustannego głodu, w czasie pracy, w 1942 r. Miał 52 lata. Jego ciało spalono w obozowym krematorium.

Beatyfikowany został przez papieża św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

+

Błogosławiony Dominiku, uczyniłeś tak wiele. Tak wiele dobra. Nie pławiłeś się w luksusach, nie stawiałeś na karierę. Najwyższym nakazem było nieść Chrystusa wszystkim braciom i siostrom. Towarzyszyć im w codzienności. Wspierać wszelkie dobre idee, stowarzyszenia i organizacje. Uczyć przywiązania do Ojczyzny. Ale to Bogu nie wystarczyło. Zapragnął od Ciebie największej Miłości. Gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich… Więc nie zdezerterowałeś. Stawiłeś czoła śmierci i oddałeś życie za swego Przyjaciela i Mistrza. Jednocześnie oddając się Jemu na Wieczne Szczęście.

Módl się za nami, byśmy z coraz większą świadomością wyznawali Chrystusa jako Pana Życia.

Módlmy się o rychłą kanonizację błogosławionego.

 

 

Teresa Bracco.

Błogosławiona Włoszka. Męczennica. Dziewica.

Imię dostała ku czci świętej Tereski. Urodzona w wielodzietnej rodzinie rolników. Bardzo pobożnej i uduchowionej. Codziennie wszyscy wspólnie odmawiali różaniec i czytali Pismo. W takiej atmosferze Teresa wzrastała i wychowywała się.

Sama już od najmłodszych lat wyróżniała się nabożeństwem do Matki Bożej. A Najświętszy Sakrament był dla niej największą Miłością.

Każdego ranka na piechotę szła do oddalonego o kilka kilometrów kościoła, by uczestniczyć w Eucharystii i przyjąć Komunię świętą. Często widywano ją pogrążoną w modlitwie przed tabernakulum.
Wyróżniała się spośród innych dziewcząt. Była pracowita, skromna i wstrzemięźliwa w rozmowie. Unikała hałaśliwego towarzystwa i powierzchownych rozrywek. Czytała wiele pism i książek religijnych.

W wieku dziewięciu lat, przygotowując się do bierzmowania, zetknęła się z postacią św. Dominika Savio, który od tamtej pory stał się dla niej wzorem. Słowa Świętego: “Lepsza śmierć niż grzech” stały się dla niej drogowskazem.

Jesienią 1943 roku włoscy partyzanci rozlokowali swe oddziały w pobliskich lasach. 

24 lipca 1944 roku, w pobliżu rodzinnej wioski Teresy, doszło do starć z wojskiem niemieckim. Następnego dnia Niemcy powrócili na miejsce bitwy, by pochować swoich poległych. Zaczęli również niszczyć i palić okoliczne domostwa, chcąc ukarać chłopów za współpracę z partyzantami. 

W dniu 28 sierpnia dotarli do Santa Giulia. Zorganizowali obławę na mieszkańców, strzelali do bezbronnych i rabowali co popadło. Kilku żołnierzy odprowadziło na bok dziewczęta, wśród których była 20-letnia Teresa. Jeden z nich wciągnął ją do lasu. Dziewczyna stawiała mu zdecydowany opór, co tak go rozgniewało, że zaczął ją dusić, a w końcu zabił dwoma strzałami z pistoletu. Zginęła 29 sierpnia 1944 r.

 
Jan Paweł II podczas beatyfikacji Teresy w 1998 roku w Turynie mówił: 

“Teresa Bracco jest świetlanym przykładem czystości, której broniła i dała świadectwo aż po męczeństwo. (…) Ta odważna postawa była logiczną konsekwencją niezłomnej woli dochowania wierności Chrystusowi, zgodnie z postanowieniem, które Teresa wyrażała wielokrotnie; gdy opowiadano jej, co spotkało inne młode kobiety w tamtym okresie chaosu i przemocy, powiedziała bez wahania: Wolę śmierć niż zbezczeszczenie! (…) Jakże doniosłe orędzie nadziei dla tych, którzy starają się iść pod prąd, nie poddając się duchowi tego świata!”

+

Błogosławiona Tereso, młoda, mądra, czysta i szlachetna. Z bohaterską odwagą i niezłomnością żołnierza walczyłaś. Najpierw zapewne z pokusami, słabościami, grzechami. Na końcu, u progu dorosłego życia, zostałaś zabita. Za nieposłuszeństwo złu, za obronę tej cnoty, która dziś darmowo jest rozdawana i całkowicie niedoceniana. Dziękujemy za Twoje świadectwo, iż nie tylko ucieleśniona dusza, ale i uduchowione ciało.

Jak to mówił Twój proboszcz: Bądźmy jak Tereska! 

Módlmy się o rychłą kanonizację błogosławionej.

 

 

Święta Eufrazja od Najświętszego Serca Jezusa.

Święta. Róża Eluvathingal. Zakonnica. Dziewica. Przełożona. Czcicielka Eucharystii.

Urodzona w Indiach. Wychowywana przez bardzo pobożną matkę. Nic więc dziwnego, iż od najmłodszych lat pragnęła świętości. Za wzór obrała sobie świętą Różę z Limy.

W wieku 12 lat została aspirantką w Zgromadzeniu Sióstr Matki Karmelu. Przyjęła imię Eufrazja od NSJ. Chciała żyć w ukryciu. Posługi wyznaczane jej przez zgromadzenie przyjmowała zawsze z pokorą i w duchu posłuszeństwa.

W maju 1900 r. złożyła śluby wieczyste w klasztorze w Ollur, gdzie spędziła 48 lat życia. W 1904 r. została mistrzynią nowicjatu, który prowadziła do 1913 r., kiedy została przełożoną. 

Nazywano ją “modlącą się matką” albo “chodzącym tabernakulum”. 

Była wielką apostołką kultu Eucharystii i modlitwy różańcowej. Łączyła kontemplację z działaniem apostolskim. 

Spotykanym osobom okazywała czułą, matczyną troskę. Wielu ludzi prosiło ją o modlitwę, powierzając jej swoje troski i cierpienia. Wierzyli, że jej modlitwy są wysłuchiwane. Wiele modliła się także za zmarłych.

Bardzo kochała Kościół, w głębi serca przeżywała wszystkie jego bolączki i problemy. Czyniła pokutę w intencji osób, które zadawały ból Kościołowi.

W modlitwie przed Najświętszym Sakramentem zawsze pamiętała o papieżu, biskupach, kapłanach i zakonnikach.

Zmarła w opinii świętości w 1952 r. w Ollur, w wieku 74 lat. 

Została beatyfikowana w 2006 r. przez Benedykta XVI.

W 2014 r. Franciszek włączył ją na placu św. Piotra w Rzymie w poczet świętych.

+

Święta Eufrazjo, niewątpliwie modlisz się za nami, przed Tym, z Którym teraz stoisz twarzą w Twarz. Byśmy i my, dzięki ziemskiej adoracji Jezusa w Tabernakulum, w Jego Sercu, mogli dostąpić zaszczytu Spotkania.

To piękne, iż następcy świętego Piotra mogli Ci się odwdzięczyć za modlitwę wynosząc Cię na ołtarze.

Jak święta Róża z Limy, Twa patronka, rozpoczynała ten Tydzień, tak Ty kończysz go, dopełniając relację Mistrzyni i Uczennicy. W ostateczności dwie święte kobiety, które oddały swe serce wyłącznie Jezusowi.

 

 

+

Święty Stanisławie, Patronie nasz,

Z Gersonowskiego obrazu,

Spoglądnij na nas życzliwie.

Wskrześ naszego ducha.

 

 

A na koniec, jak zwykle, polecajmy się naszej Patronce, NMP,

Królowej Wszystkich Świętych:

 

Spoglądnij na nas przez obraz on,
Pomocy Nieustającej.

Obraz poświęcony przez samego Piusa X.

Tak. Tak. Świętego papieża dzieci.

Papieża eucharystycznego.

 

M.P.