Słowo Boże – Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechswiata

PIERWSZE CZYTANIE (2 Sm 5,1-3)

Namaszczenie Dawida na króla

Czytanie z Drugiej Księgi Samuela.

Wszystkie pokolenia izraelskie zeszły się u Dawida w Hebronie i oświadczyły mu: ”Oto my, kości twoje i ciało. Już dawno, gdy Saul był królem nad nami, ty wyprawiałeś się i powracałeś na czele Izraela. I Pan rzekł do ciebie: »Ty będziesz pasł mój lud, Izraela, i ty będziesz wodzem dla Izraela«”.
Cała starszyzna Izraela przybyła do króla do Hebronu. I zawarł król Dawid przymierze z nimi wobec Pana w Hebronie. Namaścili więc Dawida na króla nad Izraelem.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 122 (121), 1-2. 4-5)

Refren:Idźmy z radością na spotkanie Pana.

Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano: *
”Pójdziemy do domu Pana”.
Już stoją nasze stopy *
w twoich bramach, Jeruzalem.

Do niego wstępują pokolenia Pańskie, *
aby zgodnie z prawem Izraela wielbić imię Pana.
Tam ustawiono trony sędziowskie, *
trony domu Dawida.

DRUGIE CZYTANIE (Kol 1,12-20)

Bóg przeniósł nas do królestwa swojego Syna

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Kolosan.

Bracia:
Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów.
On jest obrazem Boga niewidzialnego, Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie.
I On jest Głową Ciała, to jest Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim. Zechciał bowiem Bóg, by w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego i dla Niego znów pojednać wszystko ze sobą: i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża.

EWANGELIA (Łk 23,35-43)

Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: ”Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym”.
Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: ”Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie”.
Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: ”To jest król żydowski”.
Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu:
”Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”.
Lecz drugi, karcąc go, rzekł: ”Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił”.
I dodał: ”Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”.
Jezus mu odpowiedział: ”Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju”.

 

ROZWAŻANIE

Idźmy z radością na spotkanie Pana

 

 

-Idźcie, Ofiara spełniona!

-Bogu niech będą dzięki!

 

Słyszę:

To już jest koniec, nie ma już nic,
Jesteśmy wolni, możemy iść.

 

I muszę iść. Światła zgaszone. Drzwi otwarte.

I jasność dnia wdziera się do wnętrza, zaprasza na spotkanie. Chodź już.

 

Więc idę. Wychodzę jednak niepewnie. Jakbym się czegoś obawiała. Jakbym się bała zderzenia ze światem.

Bała się o siebie i swoje postanowienia.

O wartości i marzenia. O ideały i przyrzeczenia.

Jak odnajdą się w profanum.

Duszo moja, co z nami będzie?

Z naszymi planami na świętość, z naszą walką ze złem, z własnymi słabościami?

Czy w tym starciu ocalę swoją wiarę, czy nie zgubię nadziei i czy będę nadal kochać?

Boję się, choć słyszę: nie lękaj się.

Czuję znużenie i zniechęcenie, choć On mówi: Odwagi! Jam zwyciężył świat.

Martwię się, że mnie nie zrozumieją, wyśmieją, że będą linczować słowem i gestem. Choć widziałam przed chwilą cierpienie największe, na Krzyżu.

Nie chcę walczyć, nie chcę kłócić się, nie chcę nienawidzić. Bo On mówi: pokój mój wam daję!

Idę, przechodzę przez próg. I walczę z samą sobą.

Nie chcę nikogo urazić, nie chcę z nikim zadrzeć. Chcę żyć normalnie, w spokoju.

Czy jednak tak się da? Czy jako członkini Kościoła Chrystusa mogę iść przez świat jedynie z uśmiechem i zgodą na wszystko?

Czy przekonam do tego moje sumienie?!

Nie za bardzo się to udaje, bo codziennie mnie ono oskarża. Rachunek długu rośnie. Ciągle jest coś nie tak, ciągle przegrywam wartości, ciągle łamię dane słowo, ciągle tchórzę i grzeszę.

Tak, wiem, że jestem grzesznikiem. I choć, uczestniczę w Najświętszej Ofierze, dokonanej m.in. dla mnie, ciągle noszę w sobie pole bitewne. I ciągle w mej głowie rozpamiętuję zło, któremu uległam. Ciągle muszę się zmagać z moim wewnętrznym oskarżycielem, przez co nie mam sił i entuzjazmu na teraz, na dziś. Moje pragnienie dojścia do świętości jest tak wielkie, że wszelkie upadki stają się ogromnym ciężarem, który przytłacza nadzieję i radość posłania. Ofiara została spełniona, a ja chodzę w ciemnościach.

Jak mam ominąć przeszkody, jak mam odnaleźć wyjście?

Jak mam prowadzić walkę słowem, na argumenty?

Jak mam walczyć z grzechem, a nie z człowiekiem?

Jak mam nie doprowadzać do kłótni, by nakreślić istotę zdarzeń?

Jak uczestniczyć w dyskusji, by ocalić prawdę?

Jak mam wprowadzić zgodę, gdy brak światła szczerości i skruchy?

Jak mam pomóc pokonać nałóg, gdy sama ulegam złym przyzwyczajeniom?

Jak mam dawać świadectwo, skoro poruszam się po omacku?

Niby oczy otwarte, a jednak nic nie widzę.

Lecz idę.

Potykam się. Potykam się dalej i wreszcie upadam.

Ale nie poddaję się. Przytłoczona bezsensem i chaosem, wstaję, by zatańczyć z chochołem…

Jak mam udźwignąć postulaty dwóch światów, które mnie tworzą?

Jak być nie rozdartym i nie poddać się?

Jak nie utracić wiary w siebie i wiary we własną wiarę?

Jak uchronić swoją wrażliwość i ciągły, ten święty niepokój, od znieczulicy i samozadowolenia?

Jak utrzymać odpowiednią wagę znaczeń, dystans i przywiązanie?

Jak być w porządku i czynić porządek na ziemi, używając myjki niebieskiej?

 

Idę i być może czuję się jak ten łotr. Z krzyża. Obok Krzyża.

Łotr, który też szedł drogą życia.

Miał szansę, ale nie skorzystał z natchnienia wiary.

Kierował się złem i czynił zło.

W końcu dosięgła go sprawiedliwa kara.

Umiera na krzyżu.

Świat go potępia.

Gdzie jest Bóg?

Którego może szukał, a nie umiał odnaleźć?

Którego może pragnął, ale nikt go nie natknął?

Którego szczerze potrzebował, ale nie zauważył w natłoku zdarzeń?

 

Tak. Ofiara została spełniona.

Na Krzyżu wisiał Jezus Chrystus.

Więc pytasz się, gdzie był Bóg? Czy walczył o człowieka do końca?

Był obok. Tuż obok. W zasięgu wzroku.

I na pewno nie wyglądał jak młody bóg.

Umierał skatowany, wyśmiany i opluty.

A mimo to, łotr zobaczył w Nim Boga.

Mimo to, umiał dojrzeć, być może poczuć tę woń świętości.

Czyżby ostatnie chwile nie zostały zmarnowane, te najważniejsze?

Czyżby walka Boga spotkała się z walką łotra?

 

Ciemność świata bije po oczach i sercu. Wyrządza krzywdę umysłowi.

Stajemy się ślepcami w biały dzień. I głuchoniemymi.

Ale ta scena przywraca rzeczywistą jasność umysłu, sprawia, że ponownie widzimy i słyszymy. I jesteśmy zdolni się wypowiedzieć.

Wtedy, kiedy trzeba.

Scena niosąca ogromną nadzieję, która oświeca każdą drogę, wszelkie zakątki, tunele, ciemne ulice. Dusze.

To światło Chrystusa, które nigdy nie gaśnie. Nic nie zdoła go przysłonić ani zagasić. A Jego odblask możemy zobaczyć w nas samych.

To my, uczestnicząc w Ofierze, stajemy się depozytariuszami Jego światła, które nie pozwala nam chodzić w mroku, lecz w światłości.

Nawet w najgorszej ciemności świata. W swojej ciemnicy.

Bo światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

 

My wszyscy możemy utożsamić się z dzisiejszym dobrym łotrem. Jako grzesznicy, sprawiedliwie skazani na śmierć krzyżową.

A jednak, nasz udział w Ofierze Krzyża, nasza wiara i oddanie hołdu Królowi na Krzyżu, sprawia, że On, Chrystus Król wybacza nam, usprawiedliwia nas i bez żadnych zbędnych słów, zabiera nas ze sobą. Tak po prostu.

Idzie z nami. Wkracza w naszą historię.

 

I kiedy słyszę, że mam iść. Że Ofiara została spełniona, to nie mogę być znużona ani zalękniona.

Bo On idzie ze mną. On wchodzi w moje ciemności, w ciemność, która mnie otacza, która panuje na świecie. Nawet ze mną się potyka i upada, i pomaga wstać. Nawet czasem bierze krzyż na siebie, gdy ja już nie mam siły.

On jest moim światłem, dzięki Któremu zawsze mogę zobaczyć, usłyszeć i dać świadectwo. W najgorszej bezdusznej ciszy czy wszechogarniającym chaosie. W najgorszej czerni i w najgłębszym dole. Pod największym obstrzałem.

Z Nim i w Nim mogę wszystko.

 

I oto chyba chodzi w tym Jego Królowaniu.

W Królestwie, którego i ja jestem częścią, bom ochrzczona.

W Królestwie, które trwa już tu, już teraz.

Że On nie przyszedł zabrać wszelkie mroki życia, grzechy i rzeczy nieudane.

On przyszedł pokonać je, naprawić i dopełnić, stworzyć na nowo lub po prostu odnowić. On, jako Światło, nie musi unicestwiać ciemności.

Bo owa ciemność wynika z braku światła. Z niedoskonałości. Z niedoskonałej miłości.

Więc kiedy przychodzi owe Światło i rozprasza wszelkie mroki, wypełnia sobą przestrzeń, przedzierając się przez każdą szczelinę i dziurkę od klucza, to już nastaje Jego Królestwo. Bo Jego blask niweczy egzystencję wszelkich niedoskonałości, a więc zła, grzechu, półprawd, kłamstw, obłudy, wyrachowania, pychy, zdrady, nieczystości, niesprawiedliwości.

Nie trzeba likwidować trudności, wyzwań i problemów.

Bo do nich nie należy nieśmiertelność.

Stanowią pewną potyczkę, która oświecona światłem Bożym staje się wielką przygodą, pewnym sprawdzianem swojej wiedzy i determinacji, wiary.

Potyczkę, dzięki której można łatwiej dojść do przekonania, że Jezus Chrystus jest Królem. Moim Królem.

 

Jak i w całym Roku Liturgicznym 2018/2019.

Potrzeba było tych ciemności, żeby można było dostrzec światłość i dzięki niej dojść do prawidłowej sentencji końca, że On jest Królem.

Być może jest też tak, że nie za bardzo dostrzegliśmy to światełko w tunelu i dalej krążymy po omacku.

Dlaczego? Bo być może nie dopuściliśmy tego Światła do naszych zakamarków i korytarzy.

Często mówimy: weź, zaświeć mi tu, bo nic nie widzę. Masz latarkę?

Może i mam tę latarkę, ale baterie nie naładowane.

Słowem Bożym, którego nie rozważamy w domu, nie słuchamy nawet w kościele.

Ciałem i Krwią, czyli Eucharystią.

Kąpielą duszy, a więc Spowiedzią.

Zwykłą rozmową modlitwą.

W Kogo wierzymy, Kim On jest? Co zrobił na świecie, co mówił? Czego nauczał, co chciał, żeby szczególnie zapamiętać i jakie działanie kontynuować? Dlaczego został skazany? Jaką miał misję, jakie dał świadectwo? Czy Jego działalność się zakończyła? Co z życiem wiecznym?

Czym jest Msza święta? Jak w niej uczestniczymy? Czy wiemy, co się dzieje na poszczególnych jej etapach? Co oznaczają dane wyrażenia, gesty i symbole, nawet naczynia i postawy?

Czy wiemy, Kogo przyjmujemy podczas komunii? Z Kim wychodzimy z kościoła? Do jakiego świata ponownie wkraczamy? Jacy my w nim jesteśmy? Co mamy do zaoferowania? Czy wychodzimy mu naprzeciw? Czy znamy swoje racje, prawdę Chrystusa? Czy angażujemy się w walkę dobra ze złem? Czy upominamy źle czyniących, czy sami dajemy dobry przykład?

Czy bardziej przyciągamy do Chrystusa, czy odpychamy?

Jakie jest to nasze życie?

Pora spojrzeć we własną twarz. Nie oglądać się na innych, tym bardziej na niepraktykujących, niewierzących.

Bo nasza liczba jako uczniów Jezusa, jest wielka. Jest na tyle duża, że nie musi się bać przytłoczenia przez inne.

Ale cóż z tego?

 Skoro za liczbą nie idzie jakość?!

Przyszedł czas na świadomych chrześcijan, katolików znających swoje miejsce w świecie, znających swoje powołanie i wiedzących, co mogą dać dzięki swojej wierze światu. Świadomość, wiedza, przekonanie. Tego świat od nas wymaga. Bowiem trzeba wiedzieć, w co i w Kogo się wierzy, co z tej wiary wynika, jakie przed nami obietnice, jakie nasze są obietnice. Trzeba wiedzieć, w czym się uczestniczy i dlaczego mówię: Bogu niech będą dzięki.

Zastanawiałeś się, Bracie i Siostro, za co dziękujesz na końcu Mszy?

Deo gratias wołasz.

Czemu? Bo już koniec, bo nie ma już nic, żadnego kolejnego etapu, czytania czy klęczenia? Bo jestem już wolny i mogę iść?

Za to dziękujesz?

Jesteś pewien, że masz za co dziękować?

Nawet nie zdajesz sobie sprawy, za co dziękujesz.

Owszem Ofiara, Ofiara Chrystusa skończona, ale Twoja dopiero się rozpoczyna. Bo słyszysz: Idźcie, idź! Ofiara się zaczyna tuż za progiem.

Czyli weź wszystko, co usłyszałeś, czego się nauczyłeś, weź ze sobą całą tę miłość i ten pokój, i krzyż, i chodź w świat.

Wtedy będziesz wolny.

I nawet, gdy nie będziesz zbytnio z siebie zadowolony, i w końcu wylądujesz na tym śmiercionośnym krzyżu, to nie martw się. Zawsze światło nadziei tli się dla Ciebie. Wystarczy, że wyznasz Mu miłość, przyjmiesz Jego światło i zobaczysz, że zostałeś ocalony. Bo to Twoja wiara się uzdrowiła.

W przeciwieństwie do tych, co być może byli znacznie bliżej nieba niż Ty w swoim życiu, być może lepiej znali Słowo i wyższe funkcje w państwie pełnili, ale gdzieś się tak bardzo zagubili, że zapomnieli o skrusze, pokorze, i napluli, i wyśmiali, i odeszli. W zapomnienie i nicość, gdzie światło, wedle życzenia, nigdy nie zapłonie. I nie oświeci, nie ociepli, nie rozproszy mroku.

Być może z krzyża lepiej widać… Ale cóż z drugim łotrem?

Nie spytasz, gdzie był Bóg, bo wiesz, że był obok?

Spytaj się człowieka, dlaczego nie wykorzystał ostatniej szansy?

Ludzka konsekwencja w pysze jest najgorszym niebezpieczeństwem dla każdego. I od niej, chroń nas Boże! Bo nawet, gdy będziesz blisko, nic z tego. Niebo się skończy, a zacznie piekło.

Stąd też Adwent, czas świętego oczekiwania na uroczyste przyjście na świat Kogoś bardzo ważnego. Przyjście nieba na ziemię, Boga w człowieku. Bezkresnej nadziei i wypełnienie obietnicy odkupienia. Jezusa, dzięki Któremu uczestniczymy we Mszy świętej, tworzymy Kościół i dążymy świadomie tam, skąd przyszedł. Do Jego Królestwa, już pozbawionego ziemskich przymiotów.  

 

 Zostawiam nas ze słowami piosenki świetnego artysty ze świata muzyki:

 

Stoję na rozstaju, nie wiem dokąd pójść
Pod stopami lód, zamiast wybrać skrót
Spłacam dług

Stoję na rozstaju niezbadanych dróg
Narobiłem szkód, liczyłem na cud
Późno już

 

Wiesz, może i późno, ale walcz do końca!

Bo być może w tym ostatnim momencie On przybędzie. Cud.

Najważniejsze by spłacać dług, a nie wybierać skrót.

Bo ze skrótu nic nie będzie, a spłata, choć niedoskonała, zostanie przyjęta i reszta dopełniona Jego Miłością. Której my będziemy jeszcze się długo uczyć i doświadczać.

Ale to już w Niebie.

+

 

Tymczasem zostawiam nas ze skrótem dzisiejszej Liturgii Słowa:

 

Namaścili więc Dawida na króla nad Izraelem.

 

Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów.

On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie.

Zechciał bowiem Bóg, by w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego i dla Niego znów pojednać wszystko ze sobą: i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża.

 

Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym.

Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie.

Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas.

 

Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.

-Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju.

 

 

 

W tę dzisiejszą ostatnią niedzielę, podczas której się rozstaniemy, rozejdziemy, ale nie na wieczny czas, obchodzimy Uroczystość Chrystusa Króla. Sięgamy pamięcią do Jubileuszowego Aktu przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana z 2016r. Jak co roku w Krakowie-Łagiewnikach odbywają się wydarzenia związane z tą rocznicą.

 

– Proklamacja tego Aktu to jest jak uderzenie w wielki dzwon, który ma obudzić, który ma uświadomić nam to, do czego zobowiązaliśmy się przez chrzest św.

Chodzi o to, żeby wszystkim nam przypomnieć, że powinniśmy naprawdę zacząć żyć po chrześcijańsku. Królestwo Boże jest w nas, Królestwo Boże od nas się zaczyna, od naszych serc, od naszej przemiany – tylko tyle i aż tyle

– mówił ks. prof. Chmielewski.

 

W ten dzień pamiętajmy szczególnie o naszej parafialnej Wspólnocie dla Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa, o jej liderce i członkach grupy, a także wszystkich wspólnie modlących się, w niedzielne wieczory. Dziękujemy im za tę piękną posługę, a przede wszystkim wiarę, miłość i poświęcenie czasu. A także za świadectwo, które na pewno zaowocuje obfitymi darami.

Króluj nam Chryste!

+

 

W ten ostatni tydzień miesiąca, a także roku liturgicznego, będziemy wspominać i szczególnie prosić o łaskę wiary ponad śmierć:

 

Katarzynę Aleksandryjską. Świętą. Męczennicą. Księżniczka, bogata i wykształcona. Złożyła ślub czystości. Przedstawiana w czasie zaślubin z Chrystusem. Chrześcijanka, która nawracała, podczas prześladowań wiernych. Pełna odwagi i entuzjazmu rozprawiła się z argumentami 50 mędrców nie-chrześcijan. Zrobiła to w tak dobry sposób, pełen Ducha, iż część z niewierzących nawróciła na chrześcijaństwo. Wściekły cesarz skazał ją na tortury i śmierć na kole. Była to okrutnie bolesna kara. Jednak dzięki aniołom, którzy rozprawili się z narzędziem kaźni, została ścięta. W wieku 18 lat. Święta od dawien dawna, mająca wielu orędowników. Niezwykła wspomożycielka. Podobno pochowana na najwyższej górze na Synaju, odtąd Górze Św. Katarzyny. Niewątpliwie Kasia miała w sobie światło Chrystusa i chodziła drogami światłości. I po dziś dzień zapewne w niej bytuje i zsyła z góry promyki obfitości. Jest bowiem patronką ludzki nauki, w tym paryskiej Sorbony.  

 

Jakuba Alberione. Błogosławionego. Włoskiego prezbitera. Dzięki księdzu proboszczowi wstąpił do seminarium duchownego. Podczas modlitwy w nocy z 1899r. na 1900r. miał dostać wizji odnośnie nowych problemów i wyzwań Kościoła w kolejnym stuleciu, a także swojej szczególnej misji z tym związanej. Doznał wtedy mocy szczególnego Światła, które wychodziło z Hostii. Usłyszał w swym sercu słowa Jezusa: “Przyjdźcie do Mnie wszyscy”. Zrozumiał wówczas, że od Jezusa płynie wszystko, że u Niego obecnego w tabernakulum jest wszelkie światło i pomoc. Od tej pory czuł się głęboko zobowiązany do służby Kościołowi i ludziom nowego wieku. Wkrótce został kapłanem i ojcem duchowym w seminarium. Był dobrym opiekunem, umiał dojrzeć prawdziwe powołanie. Obronił także doktorat z teologii. Został powołany na dyrektora tygodnika “Gazzetta d’Alba”. Czynnie posługiwał się, jako pierwszy w Kościele, drukiem do głoszenia Ewangelii. W 1914. założył szkołę drukarską. W końcu powołał Towarzystwo św. Pawła, paulistów, którego celem jest  „ewangelizacja przez apostolstwo spełniane za pomocą współczesnych środków przekazu”. Z czasem rozszerzał zgromadzenie i tworzył kolejne gałęzie. Założył także w 1939r. “San Paolo Film”, instytucję produkującą i dystrybuującą religijne filmy.

Pierwszym zadaniem, jakie Jakub pozostawił swym następcom, było rozpowszechnianie Pisma Świętego. Sam nie tylko świetnie znał Biblię, ale był w niej “zanurzony”. Nigdy się z nią nie rozstawał. Jak sam powtarzał, “Biblię odróżnia od innych książek duch, który ją przenika i ożywia. Na jej stronach płonie Boży ogień Ducha Świętego, tak jak pod postaciami sakramentów żyje boska osoba Jezusa Chrystusa. Tak jak święta Hostia jest dla człowieka boskim pokarmem o potężnej mocy, tak słowa Biblii rozpalają w jego duszy Boży ogień o wyjątkowej aktywności, który przenika ją i odnawia duchowo”. Wszyscy chyba kojarzymy Biblię z Edycji św. Pawła.

Brał czynny udział w II Soborze Watykańskim. Przyjaźnił się z Pawłem VI, który odwiedził go tuż przed śmiercią. Pochowany w Sanktuarium Królowej Apostołów w Rzymie. Człowiek, który wyprzedził swoim entuzjazmem możliwości i gotowość do ewangelizacji poprzez media. Zapewne dobrze dziś by się odnalazł w naszej wirtualnej rzeczywistości. W czasie beatyfikacji JPII mówił:

Jakub zrozumiał, że ludziom naszych czasów trzeba umożliwić poznanie Jezusa Chrystusa – Drogi, Prawdy i Życia, za pomocą środków właściwych dla naszych czasów, jak zwykł mówić. Brał przykład z Apostoła Pawła, którego nazywał «teologiem i architektem Kościoła», i pozostawał zawsze posłuszny i wierny nauczaniu Następcy Piotra, «latarni» prawdy w świecie, często pozbawionym trwałych ideowych punktów odniesienia. «Do posługiwania się tymi narzędziami potrzeba grupy ludzi świętych» – powtarzał ten apostoł nowych czasów. Jakże wspaniałe dziedzictwo pozostawił on swej rodzinie zakonnej!

 

Andrzeja. Świętego. Apostoła. Męczennika. Brata św. Piotra. Pierwszego powołanego. Pierwszego świadka Chrystusa. To on powiadomił Szymona o niezwykłym człowieku-Bogu. Najpierw szedł za Janem Chrzcicielem, następnie za wskazaniem świętego, za prawdziwym Mesjaszem. Prosty rybak z Betsaidy stał się wielkim świętym, szczególnie dla Kościoła Wschodniego, jako patrona Rusi, założyciela Kijowa. Ogólnie Andrzej jest patronem Słowian, a także wszystkich zakochanych i poszukujących miłości. Szedł za Chrystusem, a po Wielkiej Nocy głosił Jego naukę. Pełen mocy Ducha Świętego. Nawracał i czynił cuda w wielu narodach. Aż w końcu poniósł śmierć męczeńską, na ziemi greckiej, przez ukrzyżowanie. Jednak inne niż Mistrza. Bowiem do góry nogami, a krzyż był w kształcie litery X. Jest to pierwsza litera słowa „Chrystus” w języku greckim od Χριστός, ‘Christos’ (Pomazaniec). Przyjmując go miał powiedzieć: “O święty, najdroższy, upragniony krzyżu, zabierz mnie stąd i oddaj Panu i Mistrzowi memu, aby mnie tak przyjąć raczył, jak mnie przez ciebie zbawił”. Krzyż św. Andrzeja, kojarzymy szczególnie sprzed przejazdów kolejowych.

W Polsce istnieje zwyczaj wróżb andrzejkowych. W wigilię św. Andrzeja dziewczęta leją  roztopiony wosk przez ucho klucza na wodę i zgadują z figur, jakie się tworzą, która z nich jako pierwsza będzie miała wesele i jak będzie wyglądał wybranek

 

 

 

Bracia i Siostry,

Solenizanci i Jubilaci,

 

Pięknego Tygodnia.

Za Herbertem życzę:

Niech Wam towarzyszy wiara w nieosiągalną doskonałość i nie opuszcza niepokój i wieczna udręka, które mówią, że to co osiągnęliśmy dzisiaj to stanowczo za mało.

+

Pokorni w myślach, odważni w czynach.

 

Z Panem Bogiem,

W sercu i na ustach.

 

M.P.