XXXIII Niedziela Zwykła “C”

PIERWSZE CZYTANIE (Ml 3,19-20.1)

Sprawiedliwy sąd Boży

Czytanie z Księgi proroka Malachiasza.

Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień, mówi Pan Zastępów, tak że nie pozostawi po nich ani korzenia, ani gałązki.
A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 98 (97), 5-6. 7-8. 9)

Refren:Pan będzie sądził ludy sprawiedliwie.

Śpiewajcie Panu przy wtórze cytry *
przy wtórze cytry i przy dźwięku harfy,
przy trąbach i przy dźwięku rogu, *
na oczach Pana, Króla, się radujcie.

Niech szumi morze i wszystko, co w nim żyje, *
krąg ziemi i jego mieszkańcy.
Rzeki niech klaszczą w dłonie, *
góry niech razem wołają z radości.

W obliczu Pana, który nadchodzi, *
bo przychodzi osądzić ziemię.
On będzie sądził świat sprawiedliwie *
i ludy według słuszności.

DRUGIE CZYTANIE (2 Tes 3,7-12)

Kto nie chce pracować, niech też nie je

Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan.

Bracia:
Sami wiecie, jak należy nas naśladować, bo nie wzbudzaliśmy wśród was niepokoju ani u nikogo nie jedliśmy za darmo chleba, ale pracowaliśmy w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem. Nie jakobyśmy nie mieli do tego prawa, lecz po to, aby dać wam samych siebie za przykład do naśladowania.
Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: kto nie chce pracować, niech też nie je. Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi.
Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.

 

EWANGELIA (Łk 21,5-19)

Jezus zapowiada prześladowania swoich wyznawców

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: ”Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.
Zapytali Go: ”Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”.
Jezus odpowiedział: ”Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: »Ja jestem« oraz »nadszedł czas«. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: ”Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.
Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa.
Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.
A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.
ROZWAŻANIE

 

ZBLIŻA SIĘ!

 

Uwaga!

Pełne skupienie, pracujemy. Idzie szef.

Kojarzymy tę tematykę.

Kiedy popadamy w rozleniwienie, marazm i bylejakość. I zwyczajnie nie chce nam się zmierzać na szczyt. Tu np. kariery.

Ale, gdy słyszymy, że idzie szef, to nagle jakoś nam się odechciewa niecnych planów i powracamy do stanowiska pracy.

Pracujemy jak pszczoły w ulu, bez zażaleń i dyskomfortu.

Bo nam zależy na tej pracy. Na być może pochwale i awansie. Na splendorze.

 

A czy zależy nam na niebie?

Na życiu po życiu, w szczęściu i miłości?

Na dobrej ocenie ziemskiego życia?

 

Czy żyjemy tak, by się nie bać w chwili śmierci paschy?

Tak jak to zwykł mówić Witold Pilecki:

Starałem się tak żyć, aby w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać.

 

To odpowiednie słowa na dzisiejszą tematykę Niedzielnego Słowa Boga.

Pilecki żył dobrze i mimo śmierci niesprawiedliwej nie bał się. Wiedział bowiem, że Bóg sądzi sprawiedliwie!

 

Dzisiejsze Czytania są pełne dramatyzmu, katastroficzności, ciemnych barw, tajemniczości. Ostateczności.

Dotykają końca.

Jakoże dobiega koniec roku liturgicznego następuje przypomnienie, że koniec końców nadchodzi!

I jest blisko.

Oczywiście dla jednych bliżej, dla innych może nieco dalej.

Ale ostateczny koniec końców nastanie. I to jest pewne.

Sam Jezus w Ewangelii mówi … ale nie zaraz nastąpi koniec.

Jakby chciał powiedzieć człowiekowi: weź, wyluzuj. W tym wszystkim nie chodzi o ciągłe pytanie, czy będzie, czy nie będzie. Życie w napięciu. Nie chodzi też o to, by ciągle pytać: kiedy to nastąpi?

To nie w tym sens. I od tego na pewno nie uzyskamy zbawienia.

 

W ostateczności, w przypominaniu o Ostatecznościach, nie chodzi o wywołanie lęku czy beznadziei. Ale bardziej refleksji, podsumowania i oceny przez własne sumienie swoich dokonań.

Bo Bóg nie jest takim szefem z ludzi, który widzi tylko to, co zobaczy. Kiedy jest obecny w firmie. No chyba, że ma monitoring.?

Ale Bóg widzi wszystko. Zawsze.

I będzie oceniał z całości. Nie tylko z wyrwanych fragmentów CV, które dla Niego przygotowaliśmy.

On weźmie nasze życie i oceni jego wartość. A potem przedstawi nam podsumowanie i ocenę. I przedstawi zarys perspektywy przyszłości. Wieczności.

Czy dostaniemy nagrodę? Czy karę?

Nie wiemy, ale ufamy, że dzięki wierze i łasce dostąpimy życia w Krainie Zbawionych.

Niektórzy niezbyt ufają, inni nazbyt. Różnie to bywa z naszymi planami i nadziejami.

Jedna nadzieja warta jest zachodu. Bo jest niezawodna.

I dzisiejsze czytania powinny przynieść nam więcej radości niż smutku.

Bo Pan się zbliża. Idzie wielkimi krokami.

Na pewno, jeżeli chodzi o Boże Narodzenie:?

Ale poważnie rzecz ujmując On nadchodzi cały czas.

Cały czas daje nam jeszcze szansę.

 

Kiedy czytamy:

Dla czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach.

Powinniśmy odczuwać radość i błogostan. Że wzejdzie to słońce. Szczególnie ci, którzy żyją w ciemnościach tego świata, w nocy swojej duszy.

A słyszymy jak skończą: wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę.

Nie pozostanie po nich nic. Bo nie warto zostawiać coś po kimś, jeżeli się nie kochało…

 Jezus mówi dziś:

Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.

On nie mówi tego, by siać zamęt i niepokój. By ciągle straszyć i upominać.

Jezus zna doskonale realia i wie, że ludzie lubią zachwycać się pięknymi kamieniami i ozdobami. Lubią podziwiać swoje dzieła, dokonania. Chcą zatrzymać je w czasie, ocalić od przemijania. Zrobią dla nich wiele. Zbyt wiele…

Stąd Mistrz wie, że trzeba ciągle uzmysławiać, że wszystko, co ziemskie, ludzkie jest śmiertelne. Jest do zniszczenia.

I nawet świątynia jerozolimska rozpadła się jak domek z kart. I nie została odbudowana…

Świątynię trzeba mieć w swoim sercu. Sanktuarium sumienia, ozdobione klejnotami, najlepszymi cechami, cnotami i owocami łaski Bożej. Dobrem i miłością. Kamieniami, które są nieśmiertelne. Nie do ruszenia.

Trzeba żyć jako dziecko Boże. Trzeba przestrzegać Przykazań, wdrażać w życie Błogosławieństwa i miłować.

Oczywiście przyniesie to wiele cierpień, pewnego załamania, łez. Niezrozumienia.

I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich.

Ale czy Jezusa zrozumiano? Czy Go znienawidzono?

 

Dlaczego w ogóle krzyż, skoro chrześcijaństwo to religia Miłości?!

Jezus mówi:

Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono.

 

Jezus każe czuwać i rozważać w sercu każde przepowiadania i nawoływanie ludzi. Nie chce, by człowiek został zwiedziony. By zatracił obraz Boży, czyli swój obraz. By stracił Prawdę, która otwiera człowieka na działanie Ducha.

Przez to, że tak wielu słucha ludzi i to tych, którzy nie mają na celu służbę Prawdzie, Bogu, ale własne przekonania i samych siebie, dochodzi do spięć i starć, do walk.

I do krzyżowania, do Golgoty.

Na której zawsze będzie istnieć sposobność do składania świadectwa.

Jezus wie, co mówi. Bo sam przeszedł tę drogę. Kiedy ci, których uzdrawiał, wystąpili przeciw niemu, robiąc nasłuchy w nieodpowiednim miejscu.

Jezus wie, dlaczego nosi na ciele pięć ran.

I kontynuuje:

Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.

 

I nie chodzi tu tylko o takie podbramkowe sytuacje życia, takie sądy Piłata.

Po prostu, nie obmyślaj naprzód swej obrony.

Żyj dobrze, według Jego wskazówek, a obrona nie będzie ci potrzebna. To Twoje czyny będą mówiły za ciebie i być może On uchroni cię nawet od tych pięciu ran. Ba, być może Twoje życie, Twa biografia, przyczyni się do nawrócenia grzeszników, prawdziwych prześladowców.

Misjonarze i “Kościół w potrzebie” wiedzą, o czym mówię.

 

Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.

Spokój, jeszcze raz spokój. Skupienie na celu. I wytrwanie.

Oczywiście, że nie będzie łatwo.

Chodzi tu przecież o stawkę zbawienie, o ostateczną śmierć diabła.

Czy już teraz widzisz, że w tę grę angażuje się nie tylko strona dobra, ale przede wszystkim, zła strona. I stąd walka, i krzyż. I rany.

Ale spokój, wiara i nadzieja, dobre życie, wykorzystywanie własnych talentów, darów, tak, by kochać innych, to wystarczy. Naprawdę wystarczy.

Nie trzeba być dosłownym męczennikiem, by móc zostać świętym. By móc ze spokojem oczekiwać na Pana.

Nie!

By zbliżać się, nie tylko oczekiwać.

Zbliżać się do Zbliżającego się.

Takie ma być nasze życie. By nie tylko czuwać i czekać, ale już wychodzić na spotkanie.

Na co warto postawić jeszcze akcent?

Aby jeść WŁASNY chleb. Nie oszukiwać, nie zazdrościć, patrzeć na innych, nie użalać się nad sobą, żyć w wiecznym niezadowoleniu.

Chleb jest gwarantem naszego życia. Życia także wiecznego.

Chleb w postaci hostii.

Jednak, aby móc go spożywać, trzeba pracować.

W świecie duszy także należy wykonywać pewną robotę, dzięki której jesteśmy w stanie wypracować dobre owoce. Większą wiedzę, świadomość, a także umiłowanie i zaufanie.

Przede wszystkim przylgnąć do Pisma Świętego, tak by karmić się Słowem Boga, który rzeczywiście mówi na tych kartach: JA JESTEM.

I to JEGO słowo ma moc. A nie innych szarlatanów czy wróżbitów.

Słowo nie jest zwykłą magią, ale wymaga poświęcenia sił i czasu. To praca duchowa, nad cierpliwością, samodyscypliną, konsekwencją i wytrwałością.

A Jezus mówi:

Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.

 

Zło jednak ma to do siebie, że szybciej trafia w nasze umysły. Że szybciej dotyka, łatwiej. Jest głośnie i sprawne.

Dlatego, po dzisiejszej Liturgii Słowa, widzimy obrazy katastrofy. Tego sądu, na którym spłoniemy ze wstydu. Mimo, że wierzymy i staramy się.

To dobrze, że nie jesteśmy zbyt pewni zbawienia.

Bo to nas skłania do jeszcze większej pracy nad sobą, do jeszcze lepszej relacji z Mistrzem. I ten święty niepokój nie pozwala nam osiąść na laurach.

Nie bójmy się przyjścia Pana.

On nas kocha. Jeżeli my Jego także to po cóż się lękać?

A jeżeli wiemy, że mamy jeszcze coś do nadrobienia to po prostu działajmy, nie ociągajmy się, nie odkładajmy na później.

Bo to dziś może być Jego przyjściem. I co wtedy?

Trochę słabo by było przegrać w najważniejszej kategorii.

Ale spokojnie. Oprócz czytań mamy jeszcze Psalm.

Psalm, który jest niezwykle entuzjastyczny. I napawa optymizmem. I nadzieją.

Daje radość, że Pan nadchodzi.

Śpiewajcie Panu przy wtórze cytry
przy wtórze cytry i przy dźwięku harfy,
przy trąbach i przy dźwięku rogu,
na oczach Pana, Króla, się radujcie.

Bo:

Pan będzie sądził ludy sprawiedliwie.

 

Co jest kluczem do sukcesu?

SPRAWIEDLIWE ŻYCIE.

Jeżeli nasze jest takowe, to powinniśmy się nie móc doczekać TEGO spotkania.

Jeżeli jednak stawiamy na inne dobra, które nie za bardzo łączą się ze sprawiedliwością, to możemy czuć tę obawę.

Czy nie warto zmienić standardów, by zyskać życie?

Odpowiedź należy do ciebie.

 

A tymczasem w Aklamacji przed Ewangelią słyszymy:

Nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.

 

Co prawda, już należymy do odkupionych. Ale czy potwierdzamy to swoim życiem, słowem i czynem? Zależy to od nas, choć różne siły nas zwodzą i namawiają. I nie jest łatwo.

Stąd rada, by nabrać ducha i podnieść głowę. Bo korona nam może spaść, a przecież jesteśmy dziećmi Króla Wszechświata.

Trzeba iść wyprostowanym, by mieć prosty kręgosłup moralny i nie dać się stłamsić Złemu. Bo nawet ten kto żyje w bogactwie i przepychu, a nie kieruje się sprawiedliwością, idzie na złotej smyczy. Może i złotej, ale smyczy. I cuchnie siarką…

 

 

Dziś obchodzimy III Światowy Dzień Ubogich.

Tegoroczne hasło to: „Ufność nieszczęśliwych nigdy ich nie zawiedzie”.

 

W Orędziu Franciszek napisał m.in.:

Ileż razy widzimy biednych na wysypiskach, gdzie zbierają pozostałości z tego, co zbywa, aby znaleźć coś do jedzenia i ubrania! W ten sposób również oni stali się częścią wysypiska ludzkiego i są traktowani jak odpady, nie powodując przy tym żadnego poczucia winy u tych, którzy doprowadzają do tej skandalicznej sytuacji. Ci ubodzy często są traktowani jak pasożyty społeczeństwa, które nie przebacza im nawet ich własnej biedy. Osądzanie innych jest zawsze pod ręką. Nie mogą pozwolić sobie na bycie nieśmiałymi albo przygnębionymi, są postrzegani jako niebezpieczni albo niezdolni tylko dlatego, że są biedni.

(…)

Opis działania Boga na rzecz ubogich to powtarzający się temat Pisma Świętego. On jest tym, który „słucha”, „interweniuje”, „broni”, „wykupuje”, „zbawia”… Zatem biedak nie napotka nigdy Boga obojętnego albo milczącego wobec jego modlitwy. Bóg jest tym, który oddaje sprawiedliwość i nie zapomina (por. Ps 40,18; 70,6). Co więcej, Bóg staje się miejscem ucieczki dla biedaka i niezawodnie przychodzi mu z pomocą

(…)

Zaangażowanie chrześcijan, z okazji tego Dnia Ubogich, a przede wszystkim w życiu codziennym, nie polega tylko na inicjatywach towarzyszących, które, jakkolwiek godne pochwały i konieczne, powinny pobudzić w każdym z nas uwagę poświęcaną tym, którzy znajdują się trudnościach. „Ta pełna miłości uwaga jest początkiem prawdziwego zatroskania” (tamże, 199) o ubogich oraz poszukiwania dla nich prawdziwego dobra. Nie jest łatwo być świadkami nadziei chrześcijańskiej w kontekście kultury konsumpcyjnej i odrzucającej, która jest zawsze ukierunkowana na powiększanie dobra powierzchownego i przemijającego. Konieczna jest zmiana mentalności, aby ponownie odkryć to, co istotne i nadać treść i skuteczność głoszeniu Królestwa Bożego.

(…)

Czasami wystarczy niewiele, aby przywrócić nadzieję: wystarczy zatrzymać się, uśmiechnąć, posłuchać. Przynajmniej na ten jeden dzień zostawmy na boku statystyki. Biedni to nie są numery, dzięki którym możemy pochwalić się działaniami i projektami. Biedni to osoby, którym należy wyjść na spotkanie. To samotni młodzi i starsi ludzie, których trzeba zaprosić do domu, aby podzielić się posiłkiem. To kobiety, mężczyźni i dzieci, którzy czekają na przyjacielskie słowo. Biedni zbawiają nas, ponieważ pozwalają nam spotkać oblicze Chrystusa.

 

+

 

Co nam mówią o Ostateczności ludzie Boga wspominani w tym Tygodniu:

 

Karolina Kózkówna. Błogosławiona Polka. Dziewica i Męczennica. Żyła 16 lat, ale to wystarczyło, by wiedzieć dla Kogo się żyje i na jakie wartości stawiać. Dziewczyna pochodząca z biednej materialnie, ale bogatej duchowo rodziny. Wzrastała w atmosferze niezwykłej pobożności. Bardzo zdolna, pracowita i Bogobojna. Warto zacytować jej nauczyciela: W szkole była dobrą uczennicą, a wrodzona inteligencja, poczucie obowiązku i powaga ponad wiek wyróżniały ją spośród koleżanek. Choć z usposobienia pogodna, a nawet czasem pełna humoru, była raczej zamknięta w sobie i często w jej twarzy uderzał wyraz zastanowienia i troski.

Zamordowana przez rosyjskiego żołnierza. W obronie swoje czystości, a przede wszystkim życia, próbowała się ratować i uciekać. Po dramatycznej gonitwie została zwalona na ziemię szablą i ostatecznie zabita. Odnaleziona po kilkunastu dniach leżała na ściółce leśnej z otwartymi oczami.

Karolino, cóż widziałaś? Co widzisz teraz?

Módl się za nas, w obronie czystości obyczajów, a także za Ruch Czystych Serc.

 

Salomea. Błogosławiona. Polska księżniczka z Piastów. Klaryska. Dziewica. Wychowawczyni św. Kingi. Podczas sakramentu małżeństwa złożyła ślub czystości. Wraz z mężem prowadziła pobożne życie, pełne modlitwy i praktyk pokutnych.  Oboje dbali o rozwój duchowy swoich poddanych, zakładali kościoły i zakony. Po śmierci męża powróciła do Polski, zostając wcześniej Tercjarką franciszkańską. Wstąpiła do klarysek. Zamieszkała w Sandomierzu. Potem w Zawichoście. Następnie po przeniesieniu zakonu, w Skale, pod Krakowem. Związana niezwykle z franciszkanami. Stąd po śmierci wieczne odpoczywanie znalazła w ufundowanej dla niej kaplicy w bazylice franciszkanów w Krakowie. Warto ją odwiedzić i zobaczyć leżącą wyrzeźbioną sylwetkę bł. Salomei. Módl się za wszystkie małżeństwa, aby królowała w nich czysta miłość.   

 

Rafał Kalinowski. Święty. Józef. Inżynier i kapłan. Karmelita bosy. Uczony, wychowawca. Oficer, powstaniec i sybirak. Człowiek o bogatej biografii. Pochodził z drobnej szlachty. Stracił wcześnie matkę. Ale zyskał w końcu drugą macochę, bardzo pobożną kobietę, której zawdzięczał powrót do wiary. Uczył się doskonale, w szczególności pasjonowały go nauki ścisłe. Poza oficjalną częścią nauki (zabory) zgłębiał wiedzę w zakresie historii i języka polskiego. Następnie rozpoczął studia, związane z rolnictwem. Jednak przerwał je i rozpoczął kolejne, tym razem zgodnie ze swoją wolę. Podczas studiów opuścił się w modlitwie i zerwał z uczęszczaniem do kościoła. Mimo to nie stracił wiary. W końcu został inżynierem. Pracował przy budowie kolei. Interesowała go nauka. Jednak nie lubił prowadzić wykładów. Został żołnierzem Imperium rosyjskiego. Z trudem przychodziła mu dyscyplina wojskowa. Ostatecznie wystąpił z szeregu mundurowych i stał się powstańcem styczniowym, mimo wcześniejszego sceptycyzmu. Postanowił jednak zrezygnować z walk. Mimo tego, po wydaniu, został skazany na karę śmierci. Jednak po błaganiach rodziny i przyjaciół, i zapewnieniu, że przelana krew świętego jedynie wznieci bunt ludności, został skazany na 10 lat łagrów na Syberii. Tam pracował ciężko. A był słabego zdrowia. Jednak powrócił z ziemi nieludzkiej, do Polski i już na poważnie rozważał wstąpienie do kapucynów. Jednak zastanawiał się też nad nauczaniem. W końcu został wychowawcą Augusta Czartoryskiego, widząc w nim głęboką wrażliwość religijną. Odbył wraz z rodziną podróż po Europie, spędził czas w Paryżu. Znał kilka języków obcych. Jednak nie czuł się na tyle dobrze w świecie arystokracji, by móc zapomnieć o powołaniu z Prawdy. Wreszcie wstąpił do karmelitów bosych, rozpoczął studia teologiczne, został kapłanem. Pełnił różne funkcje. Założył klasztor w Wadowicach. Stał się reformatorem zgromadzenia, stawiał na nowe powołania. Lubił pisać, przekładał książki z języka francuskiego. Natomiast był kiepskim kaznodzieją. Za to wspaniałym spowiednikiem. Przyjaźnił się z Bratem Albertem. Człowiek jedności. Miał wielki szacunek do kobiet. Co ciekawe, trudniej mu było znieść praktyki ascetyczne niż warunki na Syberii. Jako drugi karmelita, po św. Janie od Krzyża, wyniesiony na ołtarze. Rafale, módl się za rozeznającymi powołanie i dodaj odwagi do podjęcia, nawet niewygodnej, decyzji.

 

Cecylia z Rzymu. Święta Włoszka. Dziewica i Męczennica. Złożywszy ślub czystości, odmówiła wyjścia za mąż. Swoją wiarą i style życiem nawróciła niedoszłego małżonka, w dodatku poganina. W dodatku jego brata też. Jednak narastały prześladowania wiernych. I tak obaj bracia zostali ścięci. Ona natomiast maltretowana nie chciała pożegnać się z życiem. Nawet ciosy w szyję nie były śmiercionośne natychmiast. Zmarła po trzech dniach. Jej ciało nie uległo rozkładowi. W jej kaplicy istnieje przepiękny nagrobek, z postacią położoną na boku, z nienaturalnie ułożoną głową. Ten biały marmur bije czystością, blaskiem i samą świętością. Cecylio, opiekują się ludźmi związanymi z muzyką kościelną, grającymi na organach i innych instrumentach, śpiewającymi. Cecyliadą. Módl się za naszego pana Organistę, Karola. A także za parafialną scholę. I oczywiście za mentorkę, pannę Karolinę. Daj nam pięknie iść przez życie, czysto śpiewając i grając, na chwałę Pana.

 

Klemens I. Święty. Papież. Zhellenizowany Żyd. Przyjął chrzest i sakrament kapłaństwa od św. Piotra. Towarzysz św. Pawła. Czwarty namiestnik Chrystusa. Apostoł jedności i pokoju. Ojciec Kościoła. Dobrze wykształcony. Pisarz. Podobno skazany na śmierć przez zrzucenie do morza z kotwicą uwiązaną u szyi. Klemensie módl się za tonącymi, niewiernymi i cały Kościół.

 

 

W tym Tygodniu obchodzić będziemy także święto Ofiarowania NMP, kiedy to Maryja została oddana Bogu na służbę, aż do wieku zamążpójścia.

Z tego powodu to także szczególny Dzień dla sióstr klauzurowych.

JPII mówił:

Maryja jawi się nam dzisiaj jako świątynia, w której Bóg umieścił swe zbawienie i jako służebnica, która jest całkowicie poświęcona Panu.

Każdego roku tego dnia Wspólnota Kościoła na całym świecie wspomina mniszki klauzurowe, które podjęły życie oddane całkowicie kontemplacji i żyją z tego, co Opatrzność im przyniesie poprzez szczodrość wiernych. Przypominając każdemu o obowiązku zatroszczenia się, by tym Bogu poświęconym siostrom nie brakowało duchowego i materialnego wsparcia, przesyłam im moje ciepłe pozdrowienia i podziękowania.

My również przesyłamy serdeczne pozdrowienia, pełne wdzięczności i pamięci. Łączmy się razem w modlitwie.

Dziękujemy Ci Boże za dar powołań klauzurowych. Prosimy o kolejne, gdyż mimo zamknięcia na świat, ich poświęcenie i miłość są stale obecne w naszym życiu. A ich modlitwa działa cuda! Oczami Boga, widzimy się.

 

 

Bracia i Siostry,

Solenizanci i Jubilaci,

czy zbliżamy się do Niego i siebie nawzajem. Czy jednak bardziej oddalamy?

Rachunek sumienia, dobra spowiedź i biały chleb mogą szybko załatwić sprawę dystansu i zgubienia się na drodze życia.

Warto zawalczyć, bo jest o co. I o Kogo.

Prawda, Jezu?

 

 

Pokorni w myślach. Odważni w czynach.

+

Z Panem Bogiem.

W sercu i na ustach.

M.P.