Słowo Boże – XX Niedziela Zwykła “C”

PIERWSZE CZYTANIE (Jr 38,4-6.8-10)

Bóg czuwa nad Jeremiaszem

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

W czasie oblężenia Jerozolimy przywódcy, którzy trzymali Jeremiasza w więzieniu, powiedzieli do króla: „Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia!”
Król Sedecjasz odrzekł: „Oto jest w waszych rękach!” Nie mógł bowiem król nic uczynić przeciw nim. Wzięli więc Jeremiasza i wtrącili go, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni. W cysternie zaś nie było wody, lecz błoto; zanurzył się więc Jeremiasz w błocie.
Ebedmelek wyszedł z domu królewskiego i rzekł do króla: „Panie mój, królu! Ci ludzie postąpili źle we wszystkim, co uczynili prorokowi Jeremiaszowi, wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w tym miejscu, zwłaszcza że, nie ma już chleba w mieście!”
Rozkazał król Ruszycie Ebedmelekowi: „Weź sobie stąd trzech ludzi i wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze!”

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 40,2-3.4.18)

Z nadzieją czekałem na Pana, +
a On się pochylił nade mną *
i wysłuchał mego wołania.
Wydobył mnie z dołu zagłady, z błotnego grzęzawiska, +
stopy moje postawił na skale *
i umocnił moje kroki.

Włożył mi w usta pieśń nową, *
śpiew dla naszego Boga.
Wielu to ujrzy i przejmie ich trwoga, *
i zaufają Panu.

Ja zaś jestem ubogi i nędzny, *
ale Pan troszczy się o mnie.
Tyś moim wspomożycielem i wybawcą, *
Boże mój, nie zwlekaj.

DRUGIE CZYTANIE (Hbr 12,1-4)

Przykład Chrystusa

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga.
Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników ‘taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi.

EWANGELIA (Łk 12,49-53)

Wymagania służby Bożej

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.

KOMENTARZ

PRAWDA CHODZI W WIANKU CIERNIOWYM…

 Słowa te są niezwykle poruszające, ale zapewne wszyscy zgadzamy się z ich treścią. Tak. To prawda, że prawda nie chodzi w wieńcu laurowym. Można bowiem zwyciężyć prawdą, prawda może zwyciężyć dzięki nam, ale co z nami? Nie daje ona zacnego trofeum, o które wszyscy by się zabijali i wytrwale dążyli, by je osiągnąć. Bo być świadkiem prawdy, chroniącym ją od zniewagi, zapomnienia i zakłamania, to niewdzięczne zadanie. Na pewno niewygodne, nieprestiżowe, takie bardziej niszowe. Obowiązek, który każdy człowiek ma zapisany w sercu, bo stworzony został na obraz i podobieństwo Boga. Boga, który jest Prawdą! Obowiązek, który zbyt często jest przez nas omijany, zakopywany albo uważany za swojego przeciwnika, z którym musimy walczyć. Byle tylko nie podjąć walki o prawdę, walkę z kłamstwem i jego ojcem, czyli szatanem. Jeżeli chcemy się zwolnić z tego obowiązku idziemy na współpracę z samym diabłem. Bo w walce o prawdę nie można uchylić się od głosowania. Trzeba wybrać. Za czy przeciw? Nic pomiędzy! Każda obojętność, wstrzymywanie zapisuje punkty na konto kłamstwa, grzechu, a więc zła. Musimy być tego świadomi. Oczywiście, możemy powiedzieć, że życie nie jest czarno-białe i są różne sytuacje, konteksty. Tak. Ale to tylko tłumaczenia winnego. Życie od nas wymaga o wiele więcej niż zakładamy. Chrystus tego wymaga od nas! Jeżeli decydujemy się na wiarę, na zaufanie i miłość to musimy podjąć wyzwanie Prawdy. Nie możemy udawać, że jej nie widzimy. Nic nie słyszymy, w ogóle nas tu nie ma. Bo każde odwrócenie się plecami niesie za sobą konsekwencje i to dla wszystkich. Kłamstwo ma niejedno oblicze i dotyka wszystkich sfer. Samego człowieka, jego decyzji, motywacji i słów, ale także nauki i religii, systemów wartości, politycznych czy natury i jej praw. Codziennie jesteśmy atakowani, ze wszystkich stron, fałszem. Jednym, do przeżycia, a drugim, już obrzydliwym. Dlatego stawanie po stronie przeciwnej wymaga, oprócz oczywistej odwagi, przede wszystkim wysiłku. Musimy bowiem rozeznać się w sytuacji, by nie dać się zwieść. Bo strona przeciwna naprawdę jest dobrze przygotowana w dzisiejszym świecie. Musimy wyjść ze swojego osobistego komfortu i wyrzec się “świętego spokoju”, byle tylko nikt mnie nie atakował ani nie miał do mnie pretensji. Musimy zdecydować się, że będziemy tym znakiem sprzeciwu i często będziemy musieli “wsadzić ten kij w mrowisko”. Często jest nieprzyjemnie, dochodzi do ostrych wymian słownych, a nawet ciosów. Stajemy się ludźmi, od których inni uciekają. Niejawnie lub ostentacyjnie. Czasem jesteśmy samotnymi żołnierzami, z których całe zbiegowisko ma ubaw i naigrywa się, ile może. Jesteśmy postrzegani jako frajerzy, których i tak nikt nie słucha, którzy tylko zakłócają ciszę i miłość do bliźnich, skłócają ludzi. Dezerterujemy, bo nikt nie lubi słuchać prawdy, a mówienie jej komuś prosto w twarz też nie należy do najwygodniejszych. Nie marzymy o takich “zaszczytach”. Zrzucamy je na innych i często cieszymy się, że ktoś odważny wreszcie powiedział prawdę lub staną w jej obronie. A co z nami? Czy należymy do tych, co niosą w sobie, niosą innym prawdę? Czy może walczymy z nią na każdym kroku? A może, uciekamy od jej głoszenia i bronienia, wybieramy strefę zawieszenia?

Czy istnieje, w takim razie, pokój bez prawdy? Być może i tak. Ale to tylko owy stan zawieszenia. A nieprawdziwy pokój! Jesteśmy tak często tego świadkami. I widzimy czy to w bliskim otoczeniu, czy na monitorach, ile warte jest pojednanie, zgoda bez prawdziwego wyznania winy, bez jej naprawienia, bez prośby o wybaczenie i bez, właśnie, tego rzeczywistego wybaczenia, bez chęci zemsty i odrazy. Gdzie miłość z gościa staje się domownikiem. Wtedy jest pokój oparty o prawdę, czyli zbudowany na mocnych fundamentach. Tak dużo jest w naszym świecie paktów i porozumień opartych o doczesne, chwilowe korzyści. Nie na wartościach. Droga na skróty często prowadzi na manowce, a na pewno nie zaprowadzi nas do Krainy WIECZNEGO szczęścia. Gdyby to było możliwe Jezus by i o tej możliwości powiedział.

Można by uprzeć się, że istnieje droga na skróty do nieba. Prowadząca przez męczeństwo, przez świadomy wybór śmierci za daną osobę czy w imię swojej wiary, przez cierpienie, ból i łzy. No tak. Ale spytajmy się ludzi obłożnie chorych czy zgodziliby się z twierdzeniem, że to łatwiejsza droga? I czy bez głębokiej wiary, i relacji z Jezusem zdecydowalibyśmy się na męki i wejście do kotła, może i szybciej znaleźlibyśmy się po drugiej stronie życia, aczkolwiek jeżeli ten nasz wybór nie miałby w sobie miłości to nawet ofiara całopalna nie ma sensu i nie skutkuje wzięciem do nieba. Bo każdy czyn bez miłości nie jest ofiarą. A każdy, choćby ten najmniejszy, czyn przepełniony miłością, życie w nie obfite, są zadatkiem na życie wieczne w Bogu. I poświadczyłby temu św. Paweł jak i św. Matka Teresa.

Jezus umarł za nas z prawdziwej miłości. Gdy zbliżał się Jego koniec nie złorzeczył, nie wyzywał, nie oskarżał. Choć po ludzku miałby powody. Ale czy wtedy byłby Bogiem, byłby naszym Mistrzem, który uczy kochać.   

Często natomiast my złorzeczymy. Chcemy bardziej odpłacić się niż odpokutować. Takie te nasze pokłady nienawiści, które są częściej dopuszczane do głosu niż pokłady miłości. Często nie chcemy, nie umiemy!, słuchać prawdy. Z góry zakładamy u jej głosiciela złą wolę i próbujemy go zneutralizować. Często to wzburzenie i nerwy umożliwiają komuś “wygarnięcie” to, co o nim myśli. Co naprawdę sądzimy na dany temat. Gdy adrenalina pokonuje nasz strach i wycofanie. Jednak, aby prawda była triumfatorką nie możemy opierać jej na emocjach, szczególnie tych negatywnych, oraz na zwykłym pouczaniu, narzucaniu własnych poglądów. Prawda zawsze ma na celu DOBRO człowieka i tylko takie powody powinny nami kierować, gdy sięgamy po mocniejsze działa słowne. Grunt to prawidłowe przekształcenie myśli na słowa, tak by być dobrze zrozumianym. Grunt to prawidłowe słuchanie całej wypowiedzi, zrozumienie jej sensu, a nie nasłuchiwanie tylko kontrowersyjnych stwierdzeń lub wyrywkowych słów. Jeżeli w danej też chwili nie umiemy się odnaleźć w sytuacji to zawsze powinniśmy przemyślać zdarzenia i wypowiedzi tych drugich. Być może, na spokojnie, będziemy w stanie zgodzić się z naszym rozmówcą, ale trudno nam będzie przyznać mu rację. Ale nie o rację chodzi, o małostkową przewagę moralną. Prawda jest czymś ponad. Czasem daje się tak łatwo ukrzyżować… Życie i tak zweryfikuje nasze intencje, motywacje i wybory. Naszą Miłość, która nie jest zwykłą tkliwością i namiętnością. Prawdziwa miłość ma zawsze na celu dobro najwyższe człowieka, czyli jego zbawienie. I często cel ten wymaga środków niezbyt kojarzonych z miłością, o którą walczy tak wiele osób.

To trudne do zrozumienia i zaakceptowania. Czasem potrzeba długiego życia by zostać wewnętrznie oświeconym, by wreszcie być w stanie przyjąć prawdę. I wziąć na siebie obowiązki wynikające z tego faktu.

 

Trudy przeszedł Jeremiasz, głosiciel prawdy, niewygodnej, niepopularnej, nieakceptowanej. Przez co on sam taki się stał. Przywódcom wojskowym nie wystarczyło jego uwięzienie, postanowili go zgładzić. Na co sam król przystał.

Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia.

 

Dlaczego? Bo przeszkadzał. Bo ludziom w głowach mieszał. Stawali się inni. Nie byli nam posłuszni. Nie wypełniali naszego projektu życia.

I nie uczynili refleksji, nie próbowali rozważyć w sercu, o co tak naprawdę chodzi temu facetowi. Nie zastanowili się nad swoim życiem, własnym postępowaniem. Słuchanie tylko siebie jest szalenie ograniczające i prowadzi na zupełne manowce. Choć z pozoru może się tak wcale nie wydawać. Wrzucają go do studni pełnej błota. Pozostawiają go na pastwę losu. Oddają go śmierci. I liczą wreszcie, że znowu zapanuje spokój i ICH porządek. Jeremiasz, być może, wołał do swojego Pana, przez którego teraz tak bardzo cierpiał:  

Panie, mój Boże, pośpiesz mi z pomocą!

Pełen ufności wołał?

Ja zaś jestem ubogi i nędzny,
ale Pan troszczy się o mnie.
Ty jesteś moim wspomożycielem i wybawcą,
Boże mój, nie zwlekaj!

I jego wołanie zostało usłyszane. Bóg faktycznie nie zwlekał. Pomógł wiernemu słudze. Wysłał do władcy swojego człowieka, który uprosił wolność dla proroka.

Panie mój, królu! Źle zrobili ci ludzie, tak postępując z prorokiem Jeremiaszem i wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w tym miejscu, zwłaszcza że nie ma już chleba w mieście.

Warto się zastanowić nad postępowaniem samego króla. Bo na kłamstwo i prawdę miał jedną, tę samą, odpowiedź. Twierdzącą. Czy takim królem jest Jezus Chrystus? Czy my jesteśmy takimi miernymi ludźmi Mistrza z Nazaretu? Jak wiatr zawieje? Czy jesteśmy tą wątłą trzciną? Czy kimś więcej…

 

Paweł przypomina:

Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. (…) Zważcie więc na Tego, który ze strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość wobec siebie, abyście nie ustawali, załamani na duchu.

 

Człowiek wierny, człowiek wiary wie, że nigdy nie może się poddać, choćby wiatr nie wiem, jak wiał w oczy. Gdyby wszyscy się ode mnie odwrócili, gdyby mi było tak bardzo ciężko, że nie miałabym siły, by dalej żyć, a co mówić o walce. Wiem, że nie mogę załamać się na duchu, ustać w drodze.

Wielu z nas faktycznie przechodzi noce duchowe i fizyczne. Najbardziej dotyka strata bliskiej osoby, którą tak bardzo kochamy. Wielu z naszej wspólnoty parafialnej doświadczyło tej próby. Oni mogą zaświadczyć jak bardzo ciężko unieść ten ciężar. Jak czasem trudno zwrócić się z ufnością do Boga. Jak trudno odnaleźć się w tej jakby nowej wersji życia, zdecydowanie gorszej, i odnaleźć w niej sens życia, bez tych ukochanych. Czy to dziecka, czy współmałżonka, rodzica, przyjaciela, a czasem po prostu dobrego człowieka. Do tej pory wiara nie była tak wystawiona na próbę. Dlaczego Bóg akurat mnie wybrał do tego testu? Dlaczego nie zainterweniował, choć tak bardzo Go o to prosiłam? My, ludzie, często szukamy tych odpowiedzi do końca swojego ziemskiego życia. Czasem je odnajdujemy jeszcze tu. Najgorzej to wybrać drogę porzucenia Boga, zrezygnowania z Jego miłości, która teraz nas przytłacza, denerwuje. A może już nie obchodzi. Czujemy się przez Niego skrzywdzeni, bo nie dostaliśmy od Niego pomocy, takiej jak Jeremiasz. I jak tu pomóc. Nawet kapłani nie są w stanie załatwić tej sprawy, która wymaga osobistego przepracowania, sam na sam z Bogiem. Duchowni czy dobrzy znajomi mogą natchnąć czy wesprzeć. Ale nie przejdą tej drogi cierpienia, tej nocy za nas. I nie liczmy na to, bo zawsze się zawiedziemy. Tylko osobista relacja z Bogiem jest w stanie nas uzdrowić i postawić na nogi. Łatwo powiedzieć. Zapewne łatwiej ubrać coś w słowa niż w uczucia i stan psychiczny człowieka dotkniętego tragedią. Jednak nikt nie jest zwolniony ze współczucia, z tej miłosiernej miłości, która każe się troszczyć o takich naszych braci i takie nasze siostry. Myślę, że wzorem do naśladowania, do trwania do końca, mimo cierpienia i poczucia jakiejś przegranej czy bezsensu, jest Maryja. Czysta, piękna Pani, która przeżyła tak wiele. Oczywiście wiele radości, ale dużo więcej przykrości i cierpienia. Ona jednak nie ustała w tej drodze wiary i całkowitej ufności Bogu. Mimo, że po ludzku, nie było już sił, chęci i mocnej woli. Gdy stała poturbowana psychicznie pod krzyżem ukochanego syna. Gdy przytuliła Go do siebie już umarłego. Gdy składała Go do grobu. Gdy została sama. Bez przyszłości? Ona, w sercu to wszystko rozważała, i trwała. Jej nadzieja była nieśmiertelna. Wiedziała, że Bóg wie, co robi. Że to jeszcze nie koniec, że nastąpi ciąg dalszy. Dlatego i w naszej świątyni trwa w świętych wizerunkach czy figurze, i czeka na naszą beznadzieję, na nasz ból i bunt. Na nasz brak zrozumienia i akceptacji woli Jej Syna. Ona jest świetną słuchaczką, jest doskonałą powierniczką. Rozumie nas jak nikt inny, i to niezależnie od płci. I zawsze interweniuje. ZAWSZE! Skorzystajmy z jej świętej obecności i miłości. Ona nigdy nie była i nie jest dalej oderwana od rzeczywistości, choć ta przyszykowała dla niej cuda nie z tej ziemi…

Stąd:

Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach.

Życie to prawdziwe zawody. Ważne, by być zwycięzcą na ziemskiej mecie, byśmy mogli odziać się w białą szatę i chwalić Baranka na wieki.

By być laureatem w oczach Boga, a nie ludzi. To Jemu mamy się podobać!

 

Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi.

Czy nie opieraliśmy się aż do krwi?

Czy rzeczywiście nie wypowiedzieliśmy wojny grzechowi? Naszym i innych.Słabościom,pokusom,zaniedbaniom,przewinieniom.Naszejpysze?

 

Nie, bo uważamy, że ludzi pokoju nie może dotyczyć żadna wojna, walka. A przecież nie każda zgoda prowadzi do wspomnianego pokoju. Widzieliśmy to w postawie króla z Pierwszego Czytania. A Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi dosadnie i kontrowersyjnie:

Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął.

(…) Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój?

Nie, powiadam wam, lecz rozłam. (…) ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej.

Czy w dzisiejszych czasach słowa te nie byłby poczytane jako “mowa nienawiści”? Jezus na pewno ponownie miałby problemy. A mają je rzeczywiście, którzy są Jego wyznawcami i świadczą Prawdę. Dostrzegamy, i być może, doświadczamy tego wszyscy. PR-owcy zapewne radziliby wyciąć te niebezpieczne fragmenty, by nie zbierać burzy.

Gorzej, gdy rozłamy te dotykają osoby najbliższe, rodziny, przyjaciół, różne wspólnoty. Ale czasem nie ma innego wyjścia.

Pokój nigdy nie nastąpi, tu na ziemi. Bo oprócz dobra, jest na niej i ma się dobrze, zbyt dobrze!, zło. Zawsze będą upadki, złamana wola ludzka, zwyciężenie przez pokusę, uleganie słabościom, pójście inną drogą niż Chrystusowa. Zawsze. To w niebie panuje prawdziwy pokój. Bo wszystko tam jest z Prawdy. Ci, którzy od nas odeszli, miejmy nadzieję, że już cieszą się tą niesłychaną błogością, MIŁOŚCIĄ. Pokój to także brak zagrożeń i walk. Tych wewnętrznych także. A my, codziennie jesteśmy oskarżani przez naszego wroga nr 1. Więc codziennie musimy prowadzić walkę ze złem, które chce nas pochłonąć. Czasem też musimy stanąć przeciwko własnym rodzicom, bo Prawda od nas tego żąda. Wzgląd na ludzi nie może być wartością absolutną. A rozłam Chrystusowy polega na ciągłym rozdzielaniu naszego dobra od zła, by nigdy nie zlało się w jedną całość i straciło właściwe znaczenie. Rozłam dobra i zła. Taki jest sens naszego życia. Prawda jest takim środkiem wykorzystywanym do rozdzielenia owych stanów. Ale to dzięki Miłości i Miłosierdziu świat jeszcze nie upadł całkowicie. Dzięki im jeszcze się uśmiechamy, wspieramy i nie występujemy przeciw rodzicom czy teściom. Dzięki Ci, Jezu, żeś przyszedł na ten ziemski świat i przyniósł, i pozostawił, nam swoją życiodajną Miłość. Siebie.

Pamiętajmy o niej, szczególnie, szczególnie w trudach nie do przejścia. Miłość jest wielozadaniowa i sytuacji bez wyjścia nie obawia się, bo pokonując śmierć, pokonała już całe zło. Miłość Boża przynosi tylko dobro, tylko prawdę, tylko pokój! Choć Jej jądro to ofiara i cierpienie.

A jednym z największych cierpień to pokonanie własnego egoizmu i żalu, dające jednak szansę na pokój światowy.

Jezus już rzucił Swój ogień na ziemię. A jednak nie podpalił świata. Bo Jego ogień jest ogniem Miłości! To nasze serca mają zapłonąć tym ogniem, mamy być wieczernikiem i ognikiem. Prośmy Ducha Świętego, żeby pozwolił nam płonąć i spalać się jak świece, dla drugiego człowieka. A więc dla Niego. Miejmy nadzieję, że z Góry widzi choć trochę naszego, Jego światła…

 

 

Bracia i Siostry,

W tę Niedzielę, do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie, pielgrzymują z całej Polski czciciele Miłości miłosiernej Jezusa. Okazja ta wynika z kolejnej Rocznicy konsekracji bazyliki Miłosierdzia Bożego i zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu przez św. Jana Pawła II, który dokonał tego dzieła podczas ostatniej pielgrzymki do Polski w 2002r. W tym roku hasło przewodnie brzmi: Ojczyzno moja kochana, Polsko, (…) Bóg Cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna.

Niech te piękne słowa siostry Faustyny będą dla nas radością, ale także zadaniem i wyzwaniem do życia przepełnionego Bożym miłosierdziem. Byśmy, tak jak ona, zatapiali się w sercu Jezusa, byśmy Mu się oddawali bez reszty, byśmy stali się Jego własnością. A wtedy będziemy czynić Dobro i wypełniać Jego wolę, dzięki czemu będziemy Zbawieni.

Niech również słowa, z tamtego pamiętnego 17 sierpnia, naszego kochanego Papieża będą nam drogowskazem: Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście!

 

 

W tym tygodniu wspominamy bardzo ciekawych świętych.

W ogóle zachęcam do zbratania się z tymi osobami, które są bohaterami nie tego świata, a nieba. Stąd, powinniśmy stawać się coraz bardziej zżyci z nimi, opowiadać sobie wzajemnie ich historie, szczególnie dzieciom. Bo ich karty życia mogą być niezwykle podobne do naszych i dzięki temu, możemy rozważyć, jak oni zachowywali się w danych sytuacjach czy problemach. Także znajomość ich decyzji są nam “na rękę”.

 

Jan z Eudes. Święty. Francuski ksiądz. Pochodził z wieśniaczej rodziny, ale bardzo pobożnej. Dzięki podjęciu nauki i samokształceniu zdobył szeroką wiedzę. Dzięki talentom swobodnie posługiwał się łaciną, z którą miał tyle problemów św. Jan Vianney. Spełniał się w posłudze wędrownego kaznodziei, brał udział w różnych odpustach i świętach, misjach oraz rekolekcjach. Nauczał dorosłych jak i dzieci. Opierał się na katechizmie. Ludzie we Francji byli bardzo zaniedbani, jeżeli chodzi o prawdy wiary i moralność. Dlatego założył zgromadzenie misyjne tzw. eudystów. Zakładał również seminaria duchowne, dbając o wykształcenie i formację kapłanów. Był twórcą zakonu żeńskiego, który miał za zadanie zaopiekować się dziewczętami o niskim morale. Opiekował się chorymi, opuszczonymi i biednymi. Wyróżniał się kultem do Najświętszego Serca Pana Jezusa i Maryi. Stał się niejako prekursorem tego pięknego nabożeństwa, choć przez rozpowszechnianie tej szlachetnej inicjatywy był prześladowany i tłamszony. Jednak nie poddawał się i trwał w swoim powołaniu mimo przeciwności i braku wdzięczności. Być może dzięki swojej wytrwałości zasiał ziarno, które zaowocowało w objawieniach św. Małgorzaty Alacoque. Został beatyfikowany przez Piusa X, kolejnego świętego, którego będziemy wspominać w tym tygodniu.

 

Bernard z Clairvaux. Święty. Francuski zakonnik. Opat. Doktor Kościoła. Urodzony we francuskiej rodzinie arystokratycznej, na zamku Fontaine. Miał sześcioro rodzeństwa, jego siostra została również świętą. Gdy wstąpił do zakonu cystersów namówił do tego samego wszystkich swoich braci i wuja oraz 30 innych znajomych. Wkrótce założył opactwo w swojej miejscowości, Jasnej Dolinie. W tym samym czasie nastąpił rozkwit zakonu. Powstawały nowe placówki. Bernard zreformował regułę zakonną, postawił na kontemplację. Czcił Matkę Bożą, którą witał w kościele: Ave Maria! Podobno kiedyś usłyszał odpowiedź: Salve Bernarde! Znany jest także cud “laktacja św. Bernarda”, kiedy to podczas modlitwy, ukazała mu się Maryja, a z jej piersi wypłynęło mleko. Wspominany święty to wielka postać i osobowość ówczesnych lat. Doradca królów, biskupów, papieży. Na prośbę jednego zmobilizował wiernych do udziału w II wyprawie krzyżowej. Bardzo dobrze wykształcony człowiek. Filozof. Teolog. Mówca. Cenił harmonię kontemplacji z żywą wiarą. Mistrz życia mistycznego. Pisał o tym w traktacie “O poznawaniu Boga”: Przyczyną kochania Boga jest sam Bóg, a miarą – kochać bez miary. Twierdził również, iż człowiek jest obrazem Boga, ale utracił do Niego podobieństwo. Papież Pius XII poświęcił mu swą encyklikę pod tym tytułem: Doctor Mellifluus, czyli doktor miodopłynny, jako że jego kazania pełne pasji były porywające dla słuchaczy i z tego też powodu matki zabraniały synom słuchać homilii świętego, by nie poszli za nim do zakonu.

Większość z nas zna jego słynną modlitwę “Memorare”. Tu w wersji dłuższej.

 

Pamiętaj, o najdobrotliwsza, Panno Maryjo, że od wieków nie słyszano,
aby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając,
Ciebie o przyczynę prosząc, miał być od Ciebie opuszczony.
Tą nadzieją ożywiony, uciekam się do Ciebie,
o Maryjo, Panno nad pannami i Matko Jezusa Chrystusa.
Przystępuję do Ciebie, biegnę do Ciebie,
stawam przed Tobą jako grzeszny człowiek, drżąc i wzdychając.
O Pani świata, racz nie gardzić moimi prośbami!
O Matko Słowa przedwiecznego, racz wysłuchać mnie nędznego,
który do Ciebie z tego padołu płaczu o pomoc wołam.
Bądź mi pomocą we wszystkich moich potrzebach teraz i zawsze,
a osobliwie w godzinę śmierci, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo.
-Przez Twoje święte Panieństwo i Niepokalane Poczęcie,
o Najświętsza Panno Maryjo, oczyść serce, ciało i duszę moją.

Amen.

 

Pius X. Święty. Papież. Tercjarz franciszkański. Włoski ksiądz Giuseppe Melchiorre Sarto. Pochodził z niearystokratycznej rodziny, co nie przeszkodziło mu w nauce, zostaniu kapłanem, pięciu się po szczeblach hierarchii kościelnej aż do biskupstwa. Hierarcha dbał szczególnie o formację przyszłych kapłanów w seminarium. Jako pierwszy wprowadził do programu nauczania studia biblijne, historię Kościoła i ekonomię społeczną. Jako kardynał został patriarchą Wenecji. Skąd został wezwany na Stolicę Piotrową. Dewizą papieża było: Wszystko odnowić przez Chrystusa. Skupił się na sprawach typowo religijnych, a więc liturgii i prawie kanonicznym oraz reformacji Kurii Rzymskiej. Założył Papieski Instytut Biblijny. Propagator Akcji Katolickiej. Nie tolerował jednak ruchów powiązanych z polityką. Umożliwił dzieciom pełne uczestnictwo we Mszy świętej, dzięki wczesnej Komunii Świętej, dlatego nazywany jest Papieżem Dzieci. Czuł się niezwykle osamotniony w swoich decyzjach i działaniach, które wynikały z jego pontyfikatu. Mówił: Nie ma nikogo, kto by mnie wspierał. Patron Bractwa Kapłańskiego. Po zawale serca nigdy nie doszedł do zdrowia, a wybuch I wojny światowej tylko dopomógł w pożegnaniu z tym światem. Spoczywa w Kaplicy Ofiarowania NMP w Bazylice św. Piotra. Uważany jest za “papieża eucharystycznego” i “pioniera ruchu liturgicznego”. My, Polacy, powinniśmy szczególnie o nim pamiętać, dlatego, że do litanii loretańskiej dołączył: „Królowo Polski, módl się za nami”. W 1906 roku ustanowił święto Matki Boskiej Częstochowskiej i wyniósł do godności bazyliki kościół na Jasnej Górze. A cztery lata później dodał jeszcze jedno święto do polskiego kalendarza liturgicznego – Matki Boskiej Królowej Polski.

 

Modlitwa Ojca Świętego Piusa X

O Boże, Pasterzu i Nauczycielu wiernych, któryś dla zachowania i rozszerzania Swojego Kościoła ustanowił kapłaństwo i rzekł do Swoich apostołów: “Żniwo jest wielkie, ale robotników mało. Proście tedy Pana żniwa, by wysłał robotników na żniwo Swoje”.

Oto, przystępujemy do Ciebie z gorącym pragnieniem i błagamy Cię usilnie: racz wysłać robotników na żniwo Swoje, wyślij godnych kapłanów do świętego Swojego Kościoła. Daj, Panie, aby wszyscy, których od wieków do Swej świętej służby wezwałeś, głosu Twego chętnie słuchali i z całego serca za nim postępowali; strzeż ich od niebezpieczeństw świata, udziel im ducha mądrości i rozumu, ducha rady i mocy, ducha wiedzy i pobożności i napełnij ich duchem Swej świętej bojaźni, ażeby łaską kapłaństwa obdarzeni, słowem i przykładem nauczali nas, postępować drogą przykazań Twoich i doprowadzili nas do wiecznie błogiego połączenia się z Tobą. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.

Amen.

 

Róża z Limy. Święta Peruwianka. Dziewica. Ochrzczona jako Izabela, lecz delikatność jej twarzy sprawiła, że wszyscy nazywali ją imieniem najpiękniejszego kwiatu. I wybrała je na bierzmowanie. Pochodziła z ubogiej rodziny, dlatego musiała zacząć wcześniej pracę. Jednak rodzice-szlachta bardzo dbali o jej wykształcenie, ogładę i wygląd. Jako niezwykle pobożna dziewczynka złożyła ślub czystości. Stąd nie chciała wyjść, mimo licznych próśb, i nie wyszła za mąż. W wieku 20 lat została tercjarką dominikańską i zamieszkała w osobnym pomieszczeniu. Wrażliwa na potrzeby innych, pomagała szczególnie niewolnikom i Indianom. Prekursorka pomocy społecznej w Peru. Ascetka, prowadziła bardzo surowe życie. Najwięcej czasu spędzała na modlitwie i umartwieniach. Podobno w Wielkim Poście posilała się jedynie pięcioma pestkami cytryny dziennie. Nierozumiana, wyśmiewana, odrzucona. Wiele wycierpiała. Przeżywała przez 15 lat noc duchową, którą przetrwała i dzięki której rozpoczęła kontemplację. Obcowała z Matką Bożą i Aniołem Stróżem. Ludzie mieli ją za dziwaczkę. Jej ideałem świętości była św. Katarzyna ze Sieny. 31-latka zmarła w dniu, który przepowiedziała, w opinii świętości. Stąd dominikanie pochowali ją w krużgankach klasztornych, a potem w kaplicy ulubionej patronki. Pierwsza katoliczka wyniesiona na ołtarze, pochodząca z Ameryki!

 

Bartłomiej. Święty, o drugim imieniu Natanael. Apostoł. Męczennik. Jako że pochodził z Kany Galilejskiej to można się domyślić, dzięki komu Jezus znalazł się na słynnym “cudownym” weselu.  Jako nieliczny z grona dwunastki był człowiekiem dobrze wykształconym. Głosił Ewangelię w Armenii, Indiach, a nawet Etiopii. Przez nawrócenie brata króla został wydany na śmierć. I to bardzo okrutną. Był niezwykle męczony, rozpięty na krzyżu, obdarty ze skóry, ukrzyżowany i ścięty. Jego relikwie od 2015 roku znajdują się także w Polsce, w Sanktuarium w Piekarach Śląskich. Patrząc na Twoją śmierć, Bartku, zadajemy sobie pytanie: ile my poświęciliśmy dla Jezusa-Odkupiciela.

 

W tych dniach, dokładnie w 8. dzień po Wniebowzięciu NMP, będziemy wspominać Najświętszą Maryję Pannę Królową.

Niepokalana Dziewica, zachowana wolną od wszelkiej skazy winy pierworodnej, dopełniwszy biegu życia ziemskiego, z ciałem i duszą wzięta została do chwały niebieskiej i wywyższona przez Pana jako Królowa wszystkiego, aby bardziej upodobniła się do Syna swego, Pana panującego oraz zwycięzcy grzechu i śmierci.

Cytując Benedykta XVI: Maryja to królowa, która służy.

 

W VIII w. jako forma walki z obrazoburcami przyjął się zwyczaj prywatnego koronowania obrazów i figur Matki Bożej, zwłaszcza słynących szczególnymi łaskami. Od XVII w. zwyczaj ten stał się urzędowo zastrzeżony Stolicy Apostolskiej. Początkowo koronacje te były zarezerwowane w stosunku do cudownych obrazów włoskich. Wkrótce jednak rozszerzono je na cały świat. Pierwszym obrazem, który doczekał się zaszczytu papieskiej koronacji, był obraz Matki Bożej w zakrystii bazyliki św. Piotra w Rzymie (1631). W Polsce tego zaszczytu dostąpił jako pierwszy obraz Matki Bożej Łaskawej w Warszawie (1651), a następnie obraz Matki Bożej Częstochowskiej w roku 1717.

Do najdawniejszych i najbardziej popularnych modlitw Kościoła należą “Pod Twoją obronę” (Sub Tuum præsidium) i “Witaj, Królowo” (Salve Regina) oraz Litania Loretańska, gdzie ostatnie wezwania wychwalają Matkę Bożą jako Królową.

Królowo Aniołów,

Królowo Patriarchów,

Królowo Proroków,

Królowo Apostołów,

Królowo Męczenników,

Królowo Wyznawców,

Królowo Dziewic,

Królowo wszystkich Świętych,

Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta,

Królowo wniebowzięta,

Królowo różańca świętego,

Królowo rodzin,

Królowo pokoju,

Królowo Polski,

MÓDL SIĘ ZA NAMI!

 

Módlmy się do naszej Matki, która jest Królową Nieba i Ziemi.

Módlmy się do naszej Polskiej Królowej, szczególnie teraz podczas Nowenny do MB Częstochowskiej, której niedługo Święto będziemy obchodzić!

 

 

 

SIOSTRY I BRACIA, wszyscy obchodzący Urodziny, Imieniny i Rocznice,

 

Obyśmy mogli wyśpiewywać:

Z nadzieją czekałem na Pana,
a On pochylił się nade mną
i wysłuchał mego wołania.

 

Z Bogiem,

W sercu i na ustach!

M.P.